piątek, 7 września 2018

Beta Battlefielda 5... ssie?


Jeszcze kilka miesięcy temu Battlefield 5 zdawał się być po prostu skazany na sukces. Wystarczyło tylko lekko zmienić Battlefielda 1 (może dodać jakieś patenty z Battlefielda 4, żeby udobruchać bardziej marudną część fanów - chociaż osobiście czwórka średnio mi podeszła), przenieść realia w drugą wojnę światową i czekać, jak akcje Electronic Arts po raz kolejny idą w górę. Niestety, totalnie chybiona zapowiedź i późniejsze obrażanie battlefieldowej społeczności przez przedstawicieli wydawcy (i w sumie samego studia robiącego grę) mocno odbiło się hajpie otaczającym nadchodzącą produkcję.

Zaczęły wychodzić przecieki, że Battlefield 5 zapowiada się na porażkę - przedsprzedaż jest mniejsza o 85% względem konkurencyjnego Black Ops 4 (chociaż dwa lata temu Battlefield 1 wyprzedzał pod tym względem nadchodzące Infinite Warfare), czego się nie da zwalić na potężną konkurencję ze strony nadchodzącego Red Dead Redemption 2 - ponoć sam Black Ops 4 również zawodzi pod względem przed-sprzedażowych oczekiwań wydawcy (co nie jest dziwne, biorąc pod uwagę, że np. wycięto kampanię, a i dotychczasowa beta wywołała raczej mieszane reakcje).

Osobiście nie mogę się doczekać, jak sytuacja odbije się to na kolejnych częściach Battlefielda - no bo skoro twórcy i niektóre media przyprawiały wszelkim krytykom BFV łatkę niedouczonych seksistów, to jak teraz EA będzie się tłumaczyć inwestorom z porażki ich "inkluzywnej" gry? No jakby nie patrzeć, następnym razem będą musieli skroić wszystko centralnie pod kątem upodobań tego strasznego, seksistowskiego ciemnogrodu, który to niby w Battlefieldzie nie chce baby i basta. Nie mogę się doczekać.

W każdym razie ostatnio EA poinformowało, że odkładają premierę Battlefielda 5 o miesiąc (bo wcześniej miała się wstrzelić tydzień po Black Ops 4, a tydzień przed Red Dead Redemption 2 - tutaj część analityków upatrywała źródło problemów) i skorygowało (obniżyło) przewidywany dochód w tym roku rozliczeniowym o 350 milionów dolarów (z 5,55 mld do 5,2 mld dolców - bo o takiej kasie tutaj mówimy)...


No i się stało... Akcje EA poszybowały w dół o 10%, złośliwcy zaczęli szydzić, że oficjalne powody (dopracowanie gry przed premierą) to jest ściema... Aż wyszła beta i ta beta uświadomiła wszystkim, że niezależnie od problemów wizerunkowych i niezależnie od spraw finansowych, Battlefield 5 naprawdę wymaga więcej czasu w piekarniku. I nie mówimy nawet o dodatkowym miesiącu - ten czas powinien zostać wydłużony, tak kilka razy.

Łojezusicku... Odpalając betę BFV na podstawowych modelach PS4 oraz Xbox One przenosimy się w czasie, z tym że nie do okresu II wojny światowej, ale tak do roku 2011, gdy na PS3 oraz Xboxa 360 wyszedł Battlefield 3. Dosłownie mówimy o bardzo podobnym zakresie rozdzielczości oraz framerate'u, co na Battlefieldach z zeszłej generacji konsol. Noż kurwa, w pewnych momentach nawet wolałbym stałe 30 klatek w 720p, bo miejscami beta przyprawia o wymioty z tym zacinaniem i niewyraźnym obrazem!

Dziwne jest to o tyle, że zeszłoroczny Battlefront 2 wyglądał i działał bardzo ładnie (dynamiczna rozdzielczość pomiędzy 900p a 1080p w stałych 60fpsach) na tym samym sprzęcie. Do tego dorzućmy całą masę bugów i gliczy, których nie powstydziłby się świeżo wydany (na jesieni 2013 znaczy się) Battlefield 4, a problemy techniczne to tylko wierzchołek góry lodowej.

No bo okej, sprawy techniczne są do rozwiązania (chociaż nie wyobrażam sobie jacy bogowie optymalizacji pozwolą grze zadziałać zadowalająco na obecnie wyznaczoną datę premiery), ale gorzej, że sama rozgrywka zawodzi - a tutaj raczej nikt nie będzie w stanie wszystkiego przeorganizować w dwa miesiące (bo o większych zmianach po premierze nawet nie ma co myśleć - nie kiedy DICE przez dłuuugie miesiące nie potrafił przeorganizować sposobu progresji w Battlefront 2).

Projektanci Battlefielda 5 na dzieńdobry popełnili grzech śmiertelny projektantów gier - wymusili zmianę rozgrywki przez wsadzenie do gry masy irytujących pierdół, których obchodzenie wymaga od graczy zagrań, o które nikt nie prosił. No bo jak zmienić postawę graczy, żeby grali bardziej zespołowo? No żeby medyk faktycznie leczył, wsparcie dawało amunicję, a snajper wypatrywał wrogów z oddali? Jak można to zrobić w najgorszy, możliwy sposób?

Ano trzeba graczy przymusić. Od teraz każdy respawnuje się tylko z jednym dodatkowym magazynkiem, co ma jakimś sposobem wymusić na wsparciu częstsze wydawanie amunicji. No i pamiętacie jak w poprzednim Battlefieldzie każdy mógł oznaczać wrogów tak, żeby wszyscy w drużynie ich widzieli? Teraz może to robić tylko snajper za pomocą jednego ze swoich gadżetów. No i moja "ulubiona" nowość: od teraz po postrzale leżysz i wykrwawiasz się na placu boju w nadziei, że ktoś cię uleczy (a uleczać mogą wszyscy, z tym że wiąże się to z wystawieniem na pastwę przeciwnika). Możesz to wykrwawianie przyspieszyć (ale nie całkiem - zawsze zajmie to co najmniej kilka, niepotrzebnych, sekund), ale po nim i tak kolejne dziesięć sekund czekasz na możliwość respawnu - tak dla zasady.

Nie wiem w jakim świecie żyją projektanci z DICE, ale wydaje mi się, że generalnie proces umierania nie jest kojarzony z dobrą zabawą.


Nie rozumiem zupełnie filozofii: "chcemy żebyś grał tak i tak, więc jeśli grasz inaczej, to gra staje się chujowa dla pozostałych graczy". Serio, tak chcecie wszystkich przyuczyć gry zespołowej? Od teraz po prostu muszę być przyklejony do tych pieprzonych randomów (bo przecież broń boże żeby dano możliwość gry z domownikami na podzielonym ekranie) bo po prostu tak?

No i jeszcze z nowości dołożono możliwość budowania barykad, bo Fortnite...

Jedyna zmiana, jaka mnie ucieszyła, to większe obrażenia od pocisków i generalnie zmniejszenie ttk (tajm tu kil), bo wreszcie czuję skuteczność broni (może za wyjątkiem karabinów powtarzalnych, które wciąż wymagają hedszota do zabicia jednym strzałem), ale to pewnie akurat zostanie zmienione, bo battlefieldowe marudy (głównie ci, co celują myszką i nawet nie odczuwają zaciągania broni) narzekają na ten aspekt. Zresztą, biorąc pod uwagę z jakimi nieprzyjemnościami wiążą się respawny, to mają jakąś tam rację, że szybkie zgony nie do końca pasują - ale w sumie co w tej grze pasuje do siebie?

Kiedyś napisałem posta dotyczącego Call of Duty: Ghosts. Problemem tamtej gry było nie tylko wypalenie części fanów spowodowane nadmierną eksploatacją serii (i formuły, jaką przyjął multiplayer CoDa od czasu Modern Warfare), ale dodatkowo to, że wszelkie nowości w tej konkretnie grze, okazywały się zmieniać tą starą, wyeksploatowaną rozgrywkę wyłącznie na gorsze. Dokładnie w tej sytuacji znajduje się teraz Battlefield 5 - nie jest dokładną kalką Battlefielda 1 czy 4, bo i taka gra nie spotkała by się na starcie z podobnym entuzjazmem fanów. DICE postanowiło więc wprowadzić zmiany i spieprzyło niemal wszystko, co było do spieprzenia.

Dołóżmy do tego wspomnianą niechęć fanów i potwornie niedorobioną warstwę techniczną. Ech... kończmy na dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz