środa, 26 lipca 2017

Beta Destiny 2 - o czym tu pisać?


Destiny to od trzech lat jedna z ważniejszych marek ze stajni Activision/Blizzard. Może nie wstrząsnęła światem aż tak jak Call of Duty czy StarCraft, ale miliony graczy zostały przyciągnięte na dobre i wystarczy tylko dawać im kolejne preteksty do wydawania kolejnych dolarów, eurów czy złociszy.

Przynajmniej wrażenie takiego rozumowania odniosłem po pograniu w betę nadchodzącego Destiny 2. Bo jeśli ktoś nie grał w pierwszą część to co zobaczył? Jakaśtam strzelanka pierwszoosobowa pokazała dwie nudne misje singleplayerowe, jedną misję kooperacyjną z dennym bossem i do tego próbka kompetytywnego multiplayera na dwóch mapkach... Taka nuda, że niemal nie ma o czym pisać! A jeszcze nudniej wyglądało to z punktu widzenia człowieka, który w Destiny przegrał setki godzin - toć z tych setek godzin można wyłowić momenty przy których zawartość bety blednie totalnie. Ale trudno - fani Destiny nie muszą być przecież przekonywani.


Pamiętam, że trzy lata temu byłem zawiedziony betą pierwszego Destiny. Pamiętam, że gdy pierwszy raz wylądowałem na stepach Starej Rosji to autentycznie zaskoczyło mnie, że tak ciasna i zamknięta miejscówka jest prezentowana graczom znającym Fallouty, Skyrimy czy Far Cry'e (i jeszcze reklamowana jako wielka i otwarta). Okej, z czasem gracze pogodzili się z tym, żeby w Destiny nie nastawiać się na eksplorację otwartego świata, ale dziwne jest, że ten element w ogóle nie wystąpił w becie D2. Nawet miejscówka pełniąca w pełnej grze funkcję social huba, została w becie zaprezentowana może przez godzinę (na podobnej zasadzie w becie pierwszego Destiny odblokowano Księżyc - drugą po Starej Rosji, zdatną do eksploracji mapę!).

Z czasem pierwsze Destiny rozrosło się i przeorganizowało i generalnie wyszła całkiem dobra opcja dla fanów Borderlands i mmo. Miałem nadzieję, że właśnie z tego poziomu Bungie wystartuje przy okazji premiery sequela. Tymczasem po pograniu w betę zupełnie nie mam pojęcia, czego się spodziewać bo z gry usunięto niemal wszystko, co przybliżałoby grę do rpga. Wszystkie podniesione przedmioty były względem siebie wyrównane. Postać też była zablokowana na 20 poziomie (być może dlatego, że właśnie to był końcowy poziom w pierwszym Destiny w chwili jego premiery)... w sumie nikt nie będzie żądał przeniesienie progresu z bety do pełnej gry, jeśli nie będzie żadnego progresu. Bardzo sprytnie Bungie.


Jedyne co na dobrą sprawę zaprezentowano w becie Destiny 2 to rozgrywka w znaczeniu zręcznościowym - najpierw strzelało się do potworków, a potem miało do wyboru, czy dalej strzelać do potworków, czy do innych ludzi. Bardzo dziwne, że Bungie uznało iż jest to wystarczające do zachęcenia ludzi do zakupu pełnej gry za sześć tygodni. Jeśli Destiny 2 będzie jak pierwsza część, to zawartość tej bety była jeszcze bardziej myląca niż swego czasu bety Titanfall 2 czy Dooma (bo obie te gry w chwili premiery znokautowały dobrym singleplayerem).

Jeszcze dziwniejsze jest to, że nawet w tak sterylnych warunkach fani znaleźli coś, do czego można się było doczepić. Otóż z jakichś powodów balans postaci w becie był dostosowany do rozgrywki kompetytywnej. Okej, może w meczach pvp poszczególne klasy nie odstawały za bardzo od siebie, ale gdy wybrałem łowcę, to z powodu znudzenia i zmęczenia (bo łowca okazał się być słaby przeciw falom potworków) nawet nie byłem w stanie dojść do tych rozgrywek pvp.

Biorąc pod uwagę że dla większości graczy Destiny to głównie gra singleplayerowa (no, może kooperacyjna po necie), to dziwne że właśnie na "piwipi" (player versus player) położono największy nacisk. Zupełnie jakby Activision/Blizzards chciał zrobić z D2 kolejne Call of Duty albo Overwatch.


Problem w tym, że Destiny nie jest dobrym materiałem na strzelankę e-sportową, tak jak dobrą grą e-sportową nie byłyby Diablo 3 czy World of Warcraft. A nawet jeśli Bungie stanęłoby na rzęsach i wybalansowało wszystkie elementy tak, aby nadawały się jednocześnie do trybów kooperacyjnych jak i kompetytywnych, to w sumie po co hardkorowi tru prosi mieliby w to grać?

Ot weź Infinite Warfare, zabierzmy z niego perki, score-streaki, możliwość biegania po ścianie, a zamiast 60 klatek niech będzie 30 i wuala - mamy tryb kompetytywny Destiny! Po co Activision miałby robić konkurencję dla swojej najbardziej popularnej serii? No chyba że przez najbliższe parę lat Call of Duty będzie wychodzić wyłącznie w "klasycznej" wersji (bez podwójnych skoków, super mocy i całego tego zamieszania) - wówczas faktycznie Destiny 2 byłoby jakąś namiastką dla fanów Black Ops 3.


P.S. Mam nadzieję, że polonizacja w pełnej wersji będzie na wyższym poziomie niż w becie. Nawet te kwestie, które już były po polsku (bo np. w strike'u pozostawiono angielski) były zwyczajnie słabe. Na pewno nie był to poziom Diablo 3 (które ma tego samego wydawcę - zarówno w Polsce jak i na świecie).

środa, 19 lipca 2017

Mój 8-letni siostrzeniec lubi Halo 5

Ostatnio gości u mnie siostrzeniec. Dzieciak ma wakacje z dala od mamy (mojej siostry), a że rodzicielka nie pozwala mu zbyt dużo czasu spędzać na graniu (bo cośtam gdzieśtam wyczytała i nie chce wychować autystycznego psychopaty), to wykorzystuje teraz każdą wolną chwilę na gapienie się w ekran telewizora i wciskanie guzików pada.


Tak więc młody gra w jakieś platformówki, Transformersy czy Battlefronta, a wujostwo ma spokój od krzyków, marudzenia i ogólnego zamieszania.

Od paru lat siostrzeniec jest fanem serii Halo. Wraz z wujkiem (mną) albo ciotką (żoną) przeszedł prawie wszystkie części... poza tą nieszczęsną, spierdoloną piątką. Ostatecznie, skoro już jest w tym wieku, że może grać sam, to nic nie stało na przeszkodzie, aby poznał dalsze losy Master Chiefa.

Chujowość kampanii Halo 5 jest bezsprzeczna. Opowiedziana historia jest chaotyczna, nieprzystępna, niepasująca do kanonu i wcześniejszego zarysowania poszczególnych postaci, a do tego kończy się zasranym cliffhangerem. Z punktu widzenia gejmpleju mamy tutaj najbardziej nudne, ciasne i liniowe poziomy w serii, na które nałożono absolutnie wkurwiającą warstwę coopa z udziałem najdurniejszych botów od czasu Daikatany (a grać na podzielonym ekranie się nie da i nawet ci, co grali po sieci narzekali na liczne błędy).


A jednak, jak siostrzeniec zaczął grać od początku (na normalnym stopniu trudności), tak siedział kilka godzin nonstop (może z przerwą na siku) z rozdziawioną gębą, aż doszedł do rozdziału 9 (z 16) i wujek ogłosił, że nadszedł czas na spanie. Kolejnego dnia to samo - absolutnie go pochłonęło. Pochłonęła go rozgrywka (bardzo spodobał mu się patent, że po obaleniu można być uleczonym przez komputerowych sojuszników), pochłonął go świat gry ("wujek, ale czemu Cortana jest zła?") i generalnie odnoszę wrażenie, że do końca życia będą ciągnąć się za nim wspomnienia z dziesiątego ubijania tego wielkiego, świecącego gnoja, co robi za bossa (nadzorca czy jak mu tam...).

Za kilka, kilkanaście lat, młody będzie wspominał te momenty jako coś epickiego i zajebistego. Tak samo jak wielu moich rówieśników do tej pory wspomina pierwszy film Mortal Kombat jako całkiem przyzwoite kino akcji. No cóż... wielu z nas nie siedziało wówczas w kinematografii na tyle, aby znać powstałe dwadzieścia lat wcześniej wejście smoka.

Chociaż, może się mylę w surowej ocenie Halo 5? Może ta gra jest skrycie świetna, ale adresowana do dzieci? Tia... dlatego w przeciwieństwie do jakiegoś Lego czy Minecrafta dzieciaki nie mogą grać z rodzeństwem czy rodzicami... Nie. Po prostu młody jeszcze nie zna dobrych gier. Nie zna nawet usryptowionych akcji z Call of Duty nie mówiąc o jakichś otwartych światach z Far Cry. A w sumie... poznać powinien.


Nie jestem typem starego zgreda, co to myśli, że jak zacznie młodszych bombardować dziełami ze swojej własnej młodości to nauczy je jakichś obiektywnych prawd. Pamiętam, jak moja własna mama katowała mnie jakimiś chujowymi powieściami przygodowymi, które w młodości sama czytała. To były straszne, chujowe książki dla dzieci urodzonych w innych czasach i jedyne czego mnie nauczyły to niechęci do słowa czytanego.

Dlatego też niech młody gra w nowsze gry. Jeśli sam się w końcu nie dokopie do klasyki, to widocznie nie jest mu to pisane.