środa, 16 listopada 2016

Zremasterowany multiplayer zremasterowanego Modern Warfare


Gdy Infinity Ward zajęło się robieniem Infinite Warfare (po rozczarowującym Ghosts), nikt nie myślał o robieniu jakiegoś Remastera. Pomysł powstał, gdy wyszło już Advanced Warfare, które to fanów CoDa podzieliło. Wówczas to nastąpił ogar, że nie można po prostu wydawać co roku gry zbliżonej zarówno tematycznie jak i gejmplejowo i oczekiwać, że ludzie będą ją łykać. Potrzebne było "stare, dobre" Call of Duty dla zrównoważenia tego futurystycznego, z podwójnymi skokami.

Gdy pierwszy trailer Infinite Warfare okazał się być drugim, najbardziej znienawidzonym filmikiem na jutubie, Remaster przestał być po prostu bonusem, a stał się medialnym koniem pociągowym marki, mającym stawić czoła ukochanemu przez media i fora internetowe, Battlefieldowi. No więc powstaje pytanie: czy gdy nostalgia zderzy się z rzeczywistością, to 9-letnie Modern Warfare wciąż będzie się bronić? Wrażeniami z trybu kampanii już się podzieliłem, ale wiadomo, jak CoD to multiplayer (który to trend rozpoczęło właśnie Modern Warfare).


W Remasterze multiplayer oryginalnego CoD 4 został odtworzony w proporcjach 1:1, z najbardziej jak się dało zbliżoną fizyką, broniami, perkami, mapkami (na chwilę obecną tylko dziesięcioma, niedługo szesnastoma) i wszystkim, co istotne (a nawet w stosunku do oryginału dodano opcję podzielonego ekranu w onlinie, co stało się w CoDzie standardem dopiero po pierwszym Black Ops). Jak dla mnie to zajebiście bo w Modern Warfare 2 oraz 3 dopiero co grałem, a multiplayera jedynki (czy czwórki - zależy jak patrzeć) ruszałem ostatnio gdzieś w roku 2010 czy 2011. Po takim czasie stara gra może być odebrana jako coś innego i świeżego. Może być też bezpośrednio porównywana do młodszych części...

Pierwsze co się rzuca w porównaniu do MW2, MW3, BO2 itd to jakby mniejsza skala. Mało jest dodatków do broni (co akurat według mnie jest bardzo wporzo, bo pińcet dodatków na jednym kałachu nie ma i być nie powinno), a killstreaki są tylko trzy, niezmienne. Brak tutaj nagród za kilkanaście zabić z rzędu, które to już zupełnie dobijają (i tak zwykle zgnębioną) drużynę przeciwnika jakimiś przegiętymi wynalazkami. Nie mniej jednak zabicia z jednej serii przechodzą na następną, więc w praktyce mapa jest non stop bombardowana i non stop lata nad nią helikopter. Najczęściej działa również bsp (czyli pokazywanie wrogów na radarze), więc choć kamperstwo wydaje się najskuteczniejszą taktyką (w deathmatchu drużynowym, na otwartych mapach zdarza mi się mieć snajperem wynik w okolicach 15:0), to jednak często trzeba zmieniać pozycję.


Zwykle świeżo po premierze kolejnej części CoDa, gra przyciąga sporą część maniakalnych nołlajfów, wymuszając wzięcie rozgrywki na poważnie. Tak jest i w przypadku Remastera, który pomimo radosnych wspomnień związanych z całą trylogią MW, okazuje się być grą srogą, z mocno zarysowaną różnicą między zwycięzcami i przegranymi. Tutaj nie ma wyrównanej rąbaniny, jak z nowszych części, gdy o wyniku meczu decyduje pojedyncze zabicie. Tutaj albo się mocno przegrywa, albo z zimną krwią i konsekwentnie realizuje plan anihilacji przeciwnika.

Nawet gdy mapka jest ciasna i używa się pistoletów maszynowych to po prostu trzeba pokonywać kolejne metry powoli, z rozwagą decydując w które kąty danego pomieszczenia w pierwszej kolejności wycelować broń. Raszowanie zwykle oznacza śmierć. Raz za razem. Aż do końca meczu.

Trochę dziwnie patrzy się na zestaw perków. Nie jest ich wiele, ale te co są bardzo mocno ingerują w grę. W każdej kolejnej części CoDa któryś z nich był usuwany jako przegięty i psujący rozgrywkę, a tutaj myk! Na dzieńdobry gracz wybiera, czy woli perka który pozwala mu szybciej zabijać, czy też takiego, który pozwala wytrzymać większe obrażenia. Poza tym mamy zestaw najbardziej znienawidzonych pomysłów jak mocniejsze granaty (które jak na CoD i tak są mocne), noszenie trzech granatów, upuszczanie tych granatów po śmierci... A jak ktoś nie lubi wybuchów, ale i tak jest chujem to ma do dyspozycji wyciąganie pistoletu po obaleniu.


Pewnym symbolem tego niewybalansowania rozgrywki jest przepotężny karabin M-16... No dobra, koniec tego pierdolenia. Gra jest niewybalansowana bo taka ma być. Ma odtwarzać ten sam gejmplej, który dziewięć lat temu wyniósł CoD4 na wyżyny. Jeśli Raven coś by obecnie poprawił, to zaraz zostałby zjedzony żywcem przez fanatyków "prawdziwego" Call of Duty.

I dobrze. I tak ma być. Moja żona, która to przygodę z CoDem zaczęła od Black Ops 2 (a więc nie grała w żadne Modern Warfare), chętniej gra w Remastera, niż w świeżuśkie Infinite Warfare. Przyznam się bez bicia, że ja również...

I tylko zastanawia mnie przyszłość tego projektu. Stale rosnący ranking pozwala przypuszczać, że zainteresowanie "nowym starym" CoDem jest duże. Za miesiąc mają pojawić się pozostałe mapy i tylko kwestią czasu jest, aż Remaster będzie sprzedawany samodzielnie. Na pewno Activision będzie chciało zarabiać na dodatkach. Są wycieki, że w kodzie gry można znaleźć uzbrojenie, którego w oryginalnym CoD4 (ani nawet w kolejnych częściach) nie było. Nowe elementy w dziewięcioletnim ekosystemie? Herezja?


A może właśnie fani klasycznego wcielenia Call of Duty powinni się cieszyć, że w grę wpompowana będzie nowa krew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz