środa, 19 lipca 2017

Mój 8-letni siostrzeniec lubi Halo 5

Ostatnio gości u mnie siostrzeniec. Dzieciak ma wakacje z dala od mamy (mojej siostry), a że rodzicielka nie pozwala mu zbyt dużo czasu spędzać na graniu (bo cośtam gdzieśtam wyczytała i nie chce wychować autystycznego psychopaty), to wykorzystuje teraz każdą wolną chwilę na gapienie się w ekran telewizora i wciskanie guzików pada.


Tak więc młody gra w jakieś platformówki, Transformersy czy Battlefronta, a wujostwo ma spokój od krzyków, marudzenia i ogólnego zamieszania.

Od paru lat siostrzeniec jest fanem serii Halo. Wraz z wujkiem (mną) albo ciotką (żoną) przeszedł prawie wszystkie części... poza tą nieszczęsną, spierdoloną piątką. Ostatecznie, skoro już jest w tym wieku, że może grać sam, to nic nie stało na przeszkodzie, aby poznał dalsze losy Master Chiefa.

Chujowość kampanii Halo 5 jest bezsprzeczna. Opowiedziana historia jest chaotyczna, nieprzystępna, niepasująca do kanonu i wcześniejszego zarysowania poszczególnych postaci, a do tego kończy się zasranym cliffhangerem. Z punktu widzenia gejmpleju mamy tutaj najbardziej nudne, ciasne i liniowe poziomy w serii, na które nałożono absolutnie wkurwiającą warstwę coopa z udziałem najdurniejszych botów od czasu Daikatany (a grać na podzielonym ekranie się nie da i nawet ci, co grali po sieci narzekali na liczne błędy).


A jednak, jak siostrzeniec zaczął grać od początku (na normalnym stopniu trudności), tak siedział kilka godzin nonstop (może z przerwą na siku) z rozdziawioną gębą, aż doszedł do rozdziału 9 (z 16) i wujek ogłosił, że nadszedł czas na spanie. Kolejnego dnia to samo - absolutnie go pochłonęło. Pochłonęła go rozgrywka (bardzo spodobał mu się patent, że po obaleniu można być uleczonym przez komputerowych sojuszników), pochłonął go świat gry ("wujek, ale czemu Cortana jest zła?") i generalnie odnoszę wrażenie, że do końca życia będą ciągnąć się za nim wspomnienia z dziesiątego ubijania tego wielkiego, świecącego gnoja, co robi za bossa (nadzorca czy jak mu tam...).

Za kilka, kilkanaście lat, młody będzie wspominał te momenty jako coś epickiego i zajebistego. Tak samo jak wielu moich rówieśników do tej pory wspomina pierwszy film Mortal Kombat jako całkiem przyzwoite kino akcji. No cóż... wielu z nas nie siedziało wówczas w kinematografii na tyle, aby znać powstałe dwadzieścia lat wcześniej wejście smoka.

Chociaż, może się mylę w surowej ocenie Halo 5? Może ta gra jest skrycie świetna, ale adresowana do dzieci? Tia... dlatego w przeciwieństwie do jakiegoś Lego czy Minecrafta dzieciaki nie mogą grać z rodzeństwem czy rodzicami... Nie. Po prostu młody jeszcze nie zna dobrych gier. Nie zna nawet usryptowionych akcji z Call of Duty nie mówiąc o jakichś otwartych światach z Far Cry. A w sumie... poznać powinien.


Nie jestem typem starego zgreda, co to myśli, że jak zacznie młodszych bombardować dziełami ze swojej własnej młodości to nauczy je jakichś obiektywnych prawd. Pamiętam, jak moja własna mama katowała mnie jakimiś chujowymi powieściami przygodowymi, które w młodości sama czytała. To były straszne, chujowe książki dla dzieci urodzonych w innych czasach i jedyne czego mnie nauczyły to niechęci do słowa czytanego.

Dlatego też niech młody gra w nowsze gry. Jeśli sam się w końcu nie dokopie do klasyki, to widocznie nie jest mu to pisane.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz