piątek, 18 maja 2018

Call of Duty: Blackout 4


Jak zapewne wiedzą regularni czytelnicy tego bloga, bardzo lubię serię Call of Duty. Jako człowiek wychowany na Quake'u, upatruję w jej kolejnych częściach kontynuację tradycji strzelania arenowego. Chociażby przez ostatnie pół roku ostro katuję WWII i wszystko wskazuje, że w perspektywie następnego roku (może dwóch), stanie się ono najdłużej rozgrywaną przeze mnie grą, od czasu wynalezienia w grach zapisu statystyk - wyprzedzając Black Ops 2 (czyli najulubieńszą część Call of Duty).

Niby człowiek starszy i teoretycznie mniej czasu i energii, a tu gra w którą najmocniej wsiąkłem, być może w życiu, zdarzyła się akurat w połowie moich lat 30-tych, i akurat okazała się nią 26-sta (dosłownie!) część Call of Duty, celująca w jak najbardziej klasyczną dla serii rozgrywkę!


Z tej właśnie perspektywy obejrzałem wczoraj prezentację tegorocznej części no i...

Ojej, o czego zacząć?

Niecały miesiąc temu pisałem o plotkach dotyczących Black Ops 4. Tak wyszło, że większość z nich została zmyślona przez nastoletniego, żądnego rozgłosu, jutubera. Koleś nawet się przyznał, że większość tego co "ujawnił", wyciągnął z własnej dupy... No i w sumie mógł się nie przyznawać, bo po wczorajszej prezentacji wielu osobom wyjawił się obraz gry bardzo podobny do tego, czego się obawiano.

Faktycznie nie ma kampanii. Faktycznie jest battle royale. Faktycznie drużynowa rozgrywka skręciła mocno w stronę hero shootera.


Brak trybu kampanii to mocna lampka ostrzegawcza. Okej, rozumiem decyzję: w przypadku Black Ops 3, Treyarch (studio odpowiedzialne za kolejne Black Opsy) naprawdę chciał zrobić dobrze. Była kooperacja lokalna z lekkimi elementami rpg (rozwijanie ekwipunku itd.), a do tego historia ryła banię sposobem, w jaki została opowiedziana.

No po prostu widać było, że się twórcy starali, i co?

Patrząc po statystykach plejstejszonowych trofeów niemal 90% graczy nawet kampanii nie ukończyło (chociaż tutaj można węszyć jakieś błędy w systemie, bo przy innych częściach CoDa, czy nawet strzelankach online w ogóle, zwykle ok 30% graczy jednak kampanię przechodzi), a w ostatecznym rozrachunku (teraz już według statystyk podanych przez studio) granie w ten tryb to 4% czasu, jaki ogólnie gracze spędzili z grą. Po co robić kampanię, skoro takie Overwatch ma tylko tryb pvp i pomimo sprzedawania w pełnej cenie, znalazło miliony fanów na całym świecie?


Strasznie zjebana logika, z zupełnie błędnym założeniem, że czas obcowania z czymś, równoważy się z wartością tego czegoś. Ile dorośli ludzie spędzają czasu ze swoimi rodzicami? No to chuj, jak umrze ojciec czy matka to nie ma sprawy, bo wtedy tą dodatkową godzinę w tygodniu/miesiącu (czy kiedy tam) będzie można spędzić na granie w Black Ops 4.

Właśnie tak to widzę. Pomimo tego, że w ostatecznym rozrachunku z trybem kampanii w kolejnych częściach CoDa spędzam raptem kilka godzin (co jest pewnie mniejszą ilością niż to statystyczne 4% ogółu), to jednak dzięki tym kilku godzinom dużo lepiej spędza mi się kolejne dziesiątki i setki godzin na strzelaniu do innych graczy - po prostu wiem wtedy po co strzelam, do kogo, z czego i gdzie.

To ja jestem dziwny? No nie, bo gdyby tryb kampanii był faktycznie taki nieważny, to nie wracałby swego czasu do Quake'a 4, a ostatnio do Titanfalla 2 czy Battlefronta 2. Twórcy mogą czarować ile chcą, ale bez porządnie przedstawionej fabuły, pełnopłatne strzelanki wieloosobowe nigdy nie będą przez ogół graczy postrzegany jako pełnowartościowe gry. Sukces Overwatch jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, a nie regułą.


Decyzja o wykasowaniu kampanii nie boli mnie dlatego, bo chcę pograć w kolejną, kilkugodzinną kampanię Call of Duty, ale dlatego, bo jest to decyzja ewidentnie błędna, i jeśli ktoś taką decyzję podjął, to znaczy że pewnie zrobił masę innych błędów w pozostałych aspektach gry.

Pamięta ktoś Halo 5 i przedpremierowy hałas, że usuwają opcję podzielonego ekranu? Niby twórcy skasowali podzielony ekran, żeby pozostałe aspekty były lepiej dopracowane i zajebiste... i ostatecznie okazało się, że brak podzielonego ekranu to tylko wierzchołek góry lodowej w całej serii nieporozumień składających się na tragedię Halo 5. Ludzie, którzy spojrzeli na statystyki użytkowników i stwierdzili, że tak elementarna dla Halo cecha, jaką jest dzielony ekran, jest niepotrzebna, spierdolili koncertowo każdy inny aspekt gry (i przetrącili kręgosłup, niegdyś wielkiej, serii).

W przypadku Black Ops 4 boję się czegoś podobnego i gdyby prezentacja pozostałych trybów jakoś mnie uspokoiła i przekonała, że będzie dobrze... No ale tak się nie stało.


Zamiast kampanii zdecydowano się na tryb battle royale... którego nawet nie zaprezentowano. Skoro tak, to są potężne podstawy by sądzić, że obecnie (niecałe 5 miesięcy przed premierą!) znajduje się on w stanie niezdatnym do pokazania. Biorąc pod uwagę skalę projektu jest to niewyobrażalne (zresztą, popularność na battle royale wybuchła może z rok temu - naprawdę przez poprzednie półtora roku produkcji tryb ten powstawał ZAMIAST kampanii?).

A nawet jeśli technicznie będzie działać bez zarzutu w dniu premiery, to czy naprawdę jest to to, co przyciągnie ludzi do Black Ops 4?

Chodzi o to, że jednak klasyczna, kompetytywna, arenowa rozgrywka z Call of Duty i tryb battle royale są absolutnie, skrajnie od siebie różne. Po co ludzie mieliby kupować CoDa, skoro mają za darmo Fortnite'a? No chyba, że chodzi o to, żeby ludzie którzy w CoDa już grają, nie odpalali innej gry, gdy przyjdzie im ochota zagrać w coś skrajnie innego? No, ale w sumie to oni też mogliby po prostu odpalić tego darmowego Fortnite'a.


Pisanie czegokolwiek na temat trybu Zombie sobie odpuszczę, bo naprawdę nie czuję się na tym polu ekspertem (tyle że teraz będą na starcie "aż" trzy mapy). Natomiast standardowy tryb 6 na 6... O przepraszam! Teraz to będzie 5 na 5 - jakoś ta liczba przyjęła się w hero shooterach (zapewne jako spadek po mobach) i Black Ops 4 nie zamierza się tutaj wychylać.

Najbardziej rozbrajający moment pokazów był wtedy, gdy główny główny projektant multiplayera podkreślał ze sceny, że nie będzie biegania po ścianach i plecaków odrzutowych (no bo przecież fani klasycznego Call of Duty nie lubią tychże), po czym zaprezentowano elementy rozgrywki, która ledwo przypomina cokolwiek z klasycznego Call of Duty.

Pomimo tego, że z wierzchu prezentacja przypominała Black Ops 3.1 (czy też raczej 2.5 - bo brak popierdalania po ścianach), to jednak wewnątrz zmieniono wszystko. System zdrowia (teraz jest go więcej, ale regenerację trzeba samemu aktywować), sposób działania broni (teraz zaciąganie i rozrzut pocisków są przewidywalne, a nie losowe), gadżety przypisane do poszczególnych "specjalistów", zmieniające ich w CoDowe odpowiedniki healerów, tanków i tak dalej...


Oczywiście, zerwanie z tradycyjnym CoDem nie musi oznaczać, że na nowo zaprojektowana rozgrywka nie będzie się na swój sposób bronić. Co więcej, Treyarch powinien wiedzieć jak zrobić dobrego hero shootera, bo jego projektanci pomagali przy projektowaniu Overwatch (ludzie z Blizzarda nie mieli doświadczenia w fpsach, więc Activision oddelegowało do nich weteranów gatunku).

Tyle, że taka rozgrywka sprawdza się w zgranych drużynach, a odpalając CoDa pierwsze co należy zrobić, to wyłączyć mikrofony (no chyba że ktoś lubi się dowiadywać, przez kogo była ruchana jego matka). Tutaj cała nadzieja w tym, że tryb podzielonego ekranu będzie zaimplementowany w tryby sieciowe - niby od czasu pierwszego Black Ops ta opcja była dla serii standardem, ale ewidentnie BO4 będzie jak na CoDa mocno niestandardowe. Przyznam się, że jeśli miałbym w to grać bez żony, to zainteresowanie nadchodzącym dziełem studia Treyarcha w tym momencie byłoby dla mnie zerowe.


Ci, którzy już w Black Ops 4 zagrali, stwierdzili, że co prawda nie przypomina to Overwatcha AŻ TAK, ale porównania do Rainbow Six Siege są już bardzo częste.

Kurwa. Nie lubię Rainbow Six Siege. Wiem, że to jest teraz na topie (a przynajmniej bardziej popularne niż CoD), ale serio? Naprawdę twórcy Call of Duty są tak zdesperowani, że zamiast zrobić kolejną, rzetelną grę z trybem kampanii, szybkim multiplayerem i trybem kooperacyjnym, muszą zaorać to co było i na tym miejscu postawić sieczkę ze wszystkiego, co jest ostatnio modne?

No nic, nie ma co więcej psioczyć na zapas. Poczekamy na betę i pogramy...

Jeśli Treyarch wyjdzie z tego obronną ręką, to przy kolejnej części będą sobie mogli pozwolić na wszystko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz