poniedziałek, 6 lutego 2017

Żywe martwe Battleborn


Battleborn to największy przegrany zeszłego roku. Gra, która jeśli już się pojawia w mediach, to tylko aby przypomnieć o tym, że jest martwa. Gra z półki AAA stworzona przez duże, doświadczone studio i wydana przez dużego, doświadczonego wydawcę. Jeszcze żeby gra była zła, ale nie! Battleborn jest naprawdę dobre! Co do chuja poszło nie tak?

Albo drugie pytanie: czy Battleborn faktycznie jest tak martwe jest wszyscy mówią?


No więc może by tak zacząć od końca: kiedy można powiedzieć, że online'owa gra jest martwa? Najbardziej obiektywnym i oczywistym wyznacznikiem jest moment, gdy wydawca wyłączy serwery. Czasem wyłączenie serwerów jest zabiciem całkiem żywej gry (jak miało to miejsce w przypadku pierwszego Homefront po bankructwie THQ), jednak zwykle oznacza tylko formalne potwierdzenie stanu rzeczywistego: gdy liczba graczy spada poniżej pułapu, który umożliwiałby rozgrywanie meczy w takiej postaci, do jakiej gra została zaprojektowana.

Istnieją wyjątki potwierdzajce regułę - gry, które potrafią skorzystać na spadającej liczbie graczy (niedawno opisywałem przykład Bad Company 2: Vietnam), jednak przeważnie spadek populacji objawia się nieprzyjemnymi dolegliwościami, które zwiastują śmierć gry tak, jak ciężka choroba zwiastuje śmierć człowieka. Mamy więc długie szukanie meczy i dostawanie wpierdolu wciąż od tych samych maniaków, mecze w składach mocno niepełnych i sytuacje, gdy system matchmakingu znajduje mecz dużo rzadziej, niż nie znajduje w ogóle. Dla normalnego gracza już pierwsze ze stadiów może być wystarczająco zniechęcające, aby obwieścić faktyczną śmierć danego tytułu.


Gdyby wierzyć internetom, to Battleborn urodziło się umierające. Mniej niż miesiąc po premierze ludzie psioczyli, że na Steamie wyszukiwanie meczy trwa kilkanaście minut. Nawet teraz, gdyby spojrzeć na oficjalną stronę Xboxa, to Battleborn od dawna wydaje się przyciągać tragicznie małą ilość graczy. Jako że gry multiplatformowe na Playstation i Xboxa zachowują podobne proporcje popularności, to można uznać, iż dzieło Gearbox generalnie nie ma startu nie tylko do Fify czy CoDa, ale nawet starego Borderlands 2!

Dla ludzi grających w Battleborn byłaby to zła wiadomość, bo ze względu na specyfikę tego konkretnego tytułu, do gry można przyłączać się wyłącznie na samym początku meczu (a nie w trakcie rozgrywki), po czym ten potrafi trwać nawet i pół godziny. Przez to ilość graczy, dostępnych w momencie wyszukiwania, dodatkowo mocno się ogranicza. Przy domniemanej populacji konsolowej, powinny być problemy takie same jak te, na jakie skarżą się gracze pecetowi.

I tutaj sprawa wygląda dziwnie, bo osobiście w Battleborn gram na Xboxie (a więc mniej popularnym systemie) i poza jakimiś pojedynczymi przypadkami (gdy serwery padają albo w grze chwilowo coś się spieprzy) to przez ostatnie kilka miesięcy nie miałem problemu ze znalezieniem meczu o dowolnej porze dnia!


Wygląda na to, że Battleborn ma swoich wiernych fanów (jak i nowszych i być może mniej wiernych, bo wciąż trafia się na nowe ksywy) i zawsze znajdą się chętni do gry (przynajmniej na Xboxie, a nie sądzę żeby mniej ludzi grało na PS4). Co więcej, pomimo finansowej wtopy Gearbox wciąż ładuje w swoje dzieło masę pracy. Wciąż dodawane są nowe skórki czy gesty do postaci, podobnie jak nowe tryby i generalnie rozgrywka jest regularnie dopieszczana. Od niedawna dodano też questy, za pomocą których można zarabiać walutę, za którą płaci się w mikrotransakcjach (więc regularną grą można w ciągu paru tygodni wizualnie odpicować ulubioną postać bez wydawania dodatkowych pieniędzy).

Najbardziej jednak zadziwiające jest, że w tym samym patchu zwiększono ilość klatek do 60 na sekundę, przez co na Xboxie i PS4 gra się z tym samym płynnym, przyjemnym feelingiem co w CoD czy Overwatch!

Biorąc pod uwagę, że w otwartej becie zdarzały się regularne spadki poniżej 30 klatek, to niesamowite, że komuś chciało się przeprowadzać taką optymalizację. Nawet gry dużo bardziej popularne nie mogą pochwalić się podobnym traktowaniem po premierze (chociażby w Halo 4 nigdy nie naprawiono problemów z frameratem, o podwojeniu ilości klatek nawet nie wspominając) i muszę powiedzieć, że po całym tym gównie jakie (zasłużenie) spadło na Gearbox po Aliens: Colonial Marines, studio zasługuje na jakiś medal.

Nawet jeśli ktoś po premierze miał jakieś wąty (że mało mapek pvp, albo że kiepski balans, albo że w 30 klatkach nie gra się tak dobrze jak w 60) to teraz mamy grę w miarę dużą i bardzo dobrą, która bez problemów powinna rzucić rękawicę takiemu Overwatch. No więc wracają do pytania z początku: czemu Battleborn przeszło do masowej świadomości jako totalna wtopa?


Jeśli miałby za to kogoś winić to wydawcę, który wszystko koncertowo spierdolił.

2K może i ma swoje zasługi na polu gier singleplayerowych (Bioshock, SpecOps: The Line, Prey, Duke Nukem Forever, Darkness etc.) ale jest jakieś takie... dziwne. Jeśli ktoś się zastanawia, czemu np. konsolowe wersje gier opatrzone logiem tego wydawcy nie są lokalizowane na język polski to w sumie może się zastanawiać dalej. W przypadku takiego BioShock Infinite 2K wolało dorzucić do każdej sprzedawanej w Polsce kopii przepustkę sezonową (potencjalnie tracąc 20 baksów od sztuki), niż zezwolić na spolszczenie gry. Nie chodziło o koszta, bo spolszczenie w wersji pc i tak powstało za sprawą lokalnego dystrybutora, ale w sumie niewiadomo o co. Tak czy inaczej jak takie gry mają u nas rywalizować z dziełami Blizzarda czy Electronic Arts?

Polska jest dobrym przykładem tego, że 2K nie potrafi działać na nieznanych sobie rynkach i to nie tylko w znaczeniu geograficznym - wydawca ewidentnie nie potrafi odnaleźć się w rynku gier online. Evolve zostało na wstępie zabite polityką dlc i ostatecznie przestało być wspierane półtora roku po premierze, a to jednak była całkiem znana marka. W przypadku Battleborn, 2K już na starcie nie było w stanie porządnie gry wypromować i nawet w otwartą betę zagrało dużo mniej ludzi, niż było w planach sprzedać kopii gry. To zupełnie nie przeszkodziło wydawcy we wprowadzeniu (ponownie) idiotycznej polityki dlc (nie można np. pograć w dodatkowe misje z drugim graczem na podzielonym ekranie, jeśli on też ich nie kupi).


Niezależnie od jakości samej gry, wszystko co dało się spierdolić w Battleborn od strony wydawniczej, zostało spierdolone. Być może ten nawał zmian (bardzo dobrych zresztą) jaki teraz następuje wynika z tego, że Gearbox chce zdążyć, zanim 2K odetnie dopływ gotówki przeznaczonej na wspieranie gry?

No cóż, nawet jeśli to nastąpi, to przynajmniej pozostanie nam dobry, multiplayerowy tytuł, który niby to jest martwy, a jednak wciąż przyciąga wystarczającą rzeszę maniaków, żeby egzystować sobie gdzieś tam, na uboczu growego mejnstrimu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz