środa, 26 marca 2014

Krótka piłka: Clive Baker's Jericho



Gdy na początku panowania, obecnie odchodzącej, generacji konsol gruchnęła wiadomość, że Clive Barker będzie firmował swoim nazwiskiem grę, część graczy zajarała się totalnie. Wszak Clive Barker's Undying była jedną z najlepszych gier przełomu wieków właśnie za sprawą fabularnej głębi i dziwacznego świata wykreowanego przez pisarza. Co prawda wówczas za grą (i Barkerem) stał cały sztab fachowców z wewnętrznego studia EA (dzięki czemu gra wyszła bezbłędna z ergonomicznym interfejsem, solidnym systemem walki i masą tych rzeczy, których się nie zauważa dopóki któraś z nich nie ssie), natomiast teraz miało ją tworzyć niezależne, hiszpańskie studio Mercury Steam, mające na koncie jedynie niezłe American McGee's Scrapland (później to samo studio dało nam bardzo udane Castlevania: Lords of Shadow, ale to później...). Nie mniej jednak, samo nazwisko Barkera wystarczyło, aby spodziewać się gry co najmniej kultowej.


Gra wyszła na jesieni 2007 i z miejsca jakby zaginęła. W końcu ledwo co wyszedł Bioshock (które pod wieloma względami nawiązywało do Undying - dzieląc z nich chociażby system walki), a w tym samym czasie uderzyły premiery Assassin's Creed, Call of Duty 4, Halo 3, Uncharted czy nawet Unreal Tournament 3... Na pewno nie pomogły również recenzje, z których wyłaniał się obraz gry przeciętnej, płytkiej czy wręcz słabej. Jednak czy Clive Barker's Jericho faktycznie jest słabe?
Na pewno nie jest to nic na miarę Undying. W sumie poza nazwiskiem Barkera, obie gry łączy ukazanie rozgrywki z oczu bohatera i nieco podobny system walki z bronią palną i wszelkiego rodzaju "czarami". Poza tym Jericho od początku było zapowiadane jako "taktyczny" szóter gdzie oddział komandosów zwalcza chmary piekielnych pomiotów za pomocą zarówno najnowszych gunów jak i staromodnej magii. W praktyce wygląda to tak, że gracz zarządza sześcioma członkami oddziału na bardzo podstawowym poziomie: atakuj/wycofaj się. Nie będzie dużym spoilerem jeśli powiem, że gdzieś w 1/4 gry główny bohater ginie i od tej pory jako duch "nawiedza" współtowarzyszy, przejmując nad nimi kontrolę w sposób bezpośredni. Ogólnie sterowanie bez zarzutu, ale w grze raczej nie będzie miejsca na robienie jakichś skomplikowanych zagrań taktycznych. Zresztą, sztuczna inteligencja członków oddziału i tak wyklucza podchodzenie do rozgrywki inaczej, niż do czystej napierdalanki przeplatanej (czasami bardzo częstym) przywracaniem poległych towarzyszy do życia.


Sytuację ratuje nieco świat zrodzony w (chorym?) umyśle Barkera. Pamiętam że w chwili premiery znaleźli się tacy, którzy narzekali na to, że klimat grozy z Undying całkiem utonął we krwi i flakach. No właśnie na tym polega Barker do ciężkiej cholery! Nie widzieliście Hellraisera czy jak? Właśnie te specyficzne miejsca, przesiąknięte krwią, brudem i złem, oraz zamieszkałe przez groteskowe kreatury, budują klimat gry. Aż chciałoby się zgłębić ten świat, ale gra zwyczajnie na to nie pozwala. Poziomy są krótkie (tak jak i gra), liniowe do bólu i pozbawione jakichś "znajdziek" czy czegokolwiek, co pozwoliłoby lepiej poznać tło następujących wydarzeń. Aż prosiłoby się o ślepe zaułki z jakimiś pamiętnikami i listami a'la System Shock. Tutaj tego nie ma. Jest prosto, schematycznie i krótko. A potem tylko zakończenie, które jest tak beznadziejne że zęby bolą...


Czyli:
+ Ciekawy, dziwacznych i zły świat.
+ Jeśli zapomni się o Undying i podejdzie do gry jak do strzelaniny a'la Painkiller czy Blood, gra się broni...
- ...ale ciągłe ożywianie poległych towarzyszy zwyczajnie wkurwia.
- Gra jest bardzo prosta i ma raczej krótką żywotność.

Z tego, w skali 1-10 wychodzi mi 5. Jeśli mamy okazję tanio nabyć/pożyczyć to świat wykreowany przez Barkera (i Mercury Steam) może być ciekawą opcją do pozwiedzania przez weekend. Jeśli ktoś jest bardziej łasy na paranormalne klimaty to wkręci się bardziej, jeśli nie, to zanudzi/wkurwi się po pierwszych paru poziomach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz