wtorek, 19 grudnia 2017

Świąteczne DeeLCe


20 lat temu Id Software wydało na świat niedokończonego Quake'a 2. Na premierę brakowało m.in. map multiplayerowych (co w sumie ciekawie się wspomina, gdy obecnymi czasy każda duża gra jest uważana za niedorobioną na premierę), bo dla wydawcy najważniejsze było, aby tylko pudełka z grą znalazły się w sklepach na przedświąteczną gorączkę zakupową. To wypychanie gier na święta nie jest więc jakimś nowym wynalazkiem.

Obecnie coraz częstsze wydaje się nawet wydawanie "dużych" (wysokobudżetowych i pełnopłatnych) gier na okres poświąteczny, kiedy to dana produkcja nie zginie w natłoku. W końcu gracze są coraz starsi, a dorośli ludzie nie potrzebują świątecznej wymówki, aby kupić sobie grę. Jednak świąteczny hajp wciąż obowiązuje, więc gry przypominają o sobie, a to wydarzeniami tematycznymi (jak świąteczny rzut nowych broni oraz nowej, zimowej mapy w Call of Duty) albo za pomocą DLC.


W ten właśnie sposób w grudniu wyszło nam między innymi The Adventures of Gunslinger Joe (do Wolfensteina 2), Curse of Osiris (do Destiny 2), darmowe Not a Hero (do Resident Evil 7) oraz jakieśtam pierdółki do Battlefront 2.

W tym poście zajmę się Curse of Osiris oraz Not a Hero, bo tak się składa, że Destiny 2 oraz Resident Evil 7 oceniłem podobnie (obie gry dostały ode mnie wysokie ósemki) i ciekawie się patrzy, jak różne może być podejście do polityki dlc różnych wydawców.

Weźmy podstawową różnicę: Curse of Osiris zostało na siłę wysrane, żeby tylko Activision zdążyło przed świętami wyciągnąć od fanów Destiny te 20 baksów, podczas gdy darmowe Not a Hero zostało właśnie opóźnione na okres przedświąteczny (bo pierwotnie miało się ukazać jeszcze przed wakacjami).


Wiecie że sprzedaż Resident Evil 7 rozczarowała Capcom? Gra zyskała dobre recenzje (zresztą, osobiście uważam ją za najlepszą część serii), ale pomimo tego zamiast zakładanych dziesięciu milionów sprzedało się niecałe pięć.

Grając w Not a Hero odniosłem wrażenie, jakby twórcy chcieli się odciąć od podstawki, przez postawienie na akcję pełną gębą. Może w wolniejszej rozgrywce albo "straszniejszym" klimacie upatrywali oni źródła finansowej "porażki" (w cudzysłowie, bo sprzedażowy wynik liczony w milionach jest jednak dobry)? Może darmowe Not a Hero jest polem, na którym Capcom testuje, jak można połączyć pierwszoosobowe RE7 z bardziej zręcznościowym podejściem (jak z czwórki, czy piątki, czy nawet szóstki)?

W takim razie niepokoję się o Resident Evil 8. Not a Hero wygląda po prostu tak, jakby ktoś wziął ostatnie dwie godziny z RE7 (czyli najgorsze poziomy z gry) i postarał się je możliwie dopucować. Oczywiście, można je dopucowywać na błysk, ale sam punkt wyjścia stanowi znaczny krok w tył względem zajebistej, klimatycznej siódemki. Jak na darmowy dodatek to spoko, ale mam nadzieję, że Capcom jednak nie pójdzie w tym kierunku.


Natomiast Curse of Osiris... Opiszę je tak, jak oceniłem Destiny 2 - jako grę dla pojedynczego gracza:

Bungie stworzyło najmniejszą miejscówkę w Destiny ever (wielkością bardziej porównywalną do socjalnego huba niż do miejsca faktycznej rozgrywki), do tego dołączono tworzony losowo (jak w Diablo) z przygotowanych (i bardzo szybko opatrzonych) elementów Nieskończony Las i jeszcze odblokowało jeden korytarz i jedną polanę na dotychczasowej miejscówce. Na tej bazie sklecono półtoragodzinną historyjkę z jakimś Ozyrysem i złymi Wexami.

No cóż, jeśli ktoś się spodziewał czegoś na miarę The Taken King czy nawet Rise of Iron to się zawiódł. Tym razem mamy coś w stylu biednych dlc z ery "wczesnego" Destiny, co może być wkurwiające dla tych wszystkich ludzi, którzy faktycznie upatrywali w Destiny 2 pełnoprawnego mmo. Teraz i tak muszą oni kupić Curse of Osiris aby nie wypaść z obiegu, jednocześnie zadając sobie pytanie: jak małą ilość kontentu można im sprzedać za pieniądze (i kij czy 30 baksów czy "tylko" 20)?

Gdzie leży granica przyzwoitości po stronie wydawcy? Gdzie leży granica frajerstwa po stronie graczy?


Dobrze, że dla mnie całe to Destiny to w pierwszej kolejności gra singleplayerowa, która nie traci na wartości z kolejnymi dodatkami...

...Inna sprawa, że i tak te dodatki kupuję.

Jak frajer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz