środa, 20 kwietnia 2016

...i jeszcze więcej kwietniowych bet


Jakoś namnożyło się nam bet w tym miesiącu. Gears of War 4 jednak wybija się na tle takiego Dooma czy Battleborna (czy jeszcze jakiegoś zamkniętego Overwatcha) tym, że nie jest demem wydanym parę tygodni przed premierą, ale "prawdziwą" betą mającą na celu sprawdzenie, czy produkcja idzie w dobrym kierunku. W sumie to obecną wersję gry ciężko nazwać nawet "betą", bo nawet po grafice widać, że przed twórcami jeszcze pół roku pracy.

Oni sami twierdzą, że są na etapie wczesnej alfy - generalnie kod już działa a zawartość nie będzie zbytnio zmieniona, ale jeszcze trzeba wszystko poskładać, dopracować i wypucować. Wobec tego bardzo miłym zaskoczeniem była bezawaryjność działania. Już teraz Gears of War 4 działa po necie tak dobrze jak Ultimate Edition, czyli zajebiście. Ewidentnie serwery Microsoftu są bardzo solidne, o ile ktoś totalnie nie spierdoli sprawy (taki przytyk do Halo Master Chief Collection).


Może bez jakichś zaawansowanych technik cieniowania czy antyaliasingu gra wygląda nieco topornie, ale już teraz widać, że techniczna strona pełnej wersji nie pozostawi zbyt wielu powodów do narzekania. Jeszcze żeby obiecany splitscreen został bezbłędnie zaimplementowany z jego zapowiedzianymi 30 klatkami i będzie git.

Problemem jest coś innego - podobnie jak w Ultimate Edition, tak i tutaj mecze są absolutnie zdominowane przez strzelbę! Oczywiście balans broni na pewno jeszcze się zmieni, ale przy obecnym przegięciu, rola takich Lancerów czy Hammerburstów zawsze sprowadzać się będzie do robienia zamieszania (a nie zabijania przeciwników na odległość). To jakaś paranoja, że karabin, który jest ikoną serii (w sumie Lancer znajduje się na okładce każdej gry, książki czy komiksu z uniwersum GoW), jest jednocześnie tak bezużyteczny w walce z innymi graczami.


Najgorsze, że takie faworyzowanie strzelby, z jej powtarzalnym, szybko nudzącym normalnych graczy gameplayem, jest jak najbardziej zamierzone. Tego chcą "prawdziwi" fani Gearsów i dlatego reszta graczy jeśli już będzie się w online bawić, to raczej w trybie hordy (który mnie osobiście zawsze potwornie nudził). Jeśli jeszcze w Gearsy po sieci nie grałeś i wyobrażenie na temat trybu kompetytywnego wyrobiłeś sobie na podstawie doświadczeń z kampanii (ewentualnie kilku meczy w wyjątkowo zbalansowanej, jak na serię, trójce), to zapewne się rozczarujesz.

No chyba, że The Coalition zmieni totalnie balans uzbrojenia...

Albo jesteś dziwny...

Chociaż może nie? Skoro są ludzie którzy od 10 lat obstrzeliwują się tymi strzelbami to coś w tym jest, ale po prostu tego nie odkryłem? Może muszę się w końcu zaprzeć i pomimo znużenia i/lub wkurwienia kolejnymi meczami, siedzieć i grać, aż wskaźnik zabójstw mi się wyprostuje?


Albo mogę po prostu grać w Dooma, który zupełnie szczerze, bardzo, ale to bardzo podszedł mi w otwartej becie. Nie wiem czemu, ale w miniony weekend bawiłem się z nowym tworem Id Software nawet bardziej, niż dwa tygodnie wcześniej w testach zamkniętych. Może to dopracowanie jakichś szczegółów, albo po prostu większa pula graczy (zwykle oznacza to większą ilość noobów do zapolowania) sprawiła, że z miejsca poczułem się jak u siebie.

Tym razem już grałem zupełnie na luzie - kąt patrzenia ustawiony na 110, skok pod lewym bumperem, w jednej ręce rakietnica, w drugiej spawara i jazda! Chylę czoła przed obecnym Id Software za to, jak idealnie udało się na pada przenieść rozgrywkę, w którą bawiłem się kilkanaście lat temu z użyciem klawiatury i mychy. Rakiety leciały dokładnie tam, gdzie chciałem, a poruszanie się postacią było intuicyjne jak nigdy (zapewne dzięki podwójnemu skokowi zapożyczonemu z UT 2004 oraz możliwości podciągania się na krawędziach).

Po kilku godzinach z zamkniętą betą i kilku kolejnych z otwartą, utwierdziłem się w przekonaniu, że ten nowy Doom to jednak będzie gra dla mnie. Odławianie odłączonych od reszty drużyny, przeciwników, a następnie przerabianie ich na czerwoną papę, działa jednocześnie relaksująco i pobudzająco. Może nie jestem z pokolenia gearsowej strzelby, ale strzelanie z quake'owej rakietnicy zawsze sprawia, że czuję się młodszy o te 15-20 lat. Nawet grając na konsoli w drużynowym meczu 6v6 - tego potrzebowałem i to dostanę.


Zaznaczę również, że rozumiem co kieruje hejterami niszczącymi nowego Dooma w swoich recenzjach na Steamie. Faktycznie, jeśli ktoś wciąż gra w Quake 3 "w oryginale" (znaczy mychą, na pececie), ma w stosunku do niego bezpośrednie porównanie i po nowej produkcji Id spodziewał się dokładnego powrotu do gameplayu sprzed kilkunastu lat, to się zawiedzie.

Pomimo pozorów (i w sumie zapowiedzi) nowy Doom nie jest dosłownym powrotem do klasyki. Jest produkcją adresowaną do graczy takich jak ja - którzy wspomnienia z młodości woleli by mieć podane w odpowiedni sposób. Nie chodzi o to, żeby grać w Quake 3 na konsoli, ale żeby na obecne konsole przenieść odczucia i emocje jakie towarzyszyły gibowaniu rakietnicą na pececie kilkanaście lat temu. Sądzę, że podobnie może to odbierać dzieciarnia wychowana na Call of Duty, która chciałaby sprawdzić klasyczne arena shootery.


Rozumiem czemu wciąż aktywnym fanom Quake'a nowy Doom nie przypadł do gustu. Rozumiem, że niektórzy wolą zdobywać kolejne bronie zamiast się z nimi odradzać, albo zwyczajnie nie lubią rozgrywek drużynowych. Chciałbym jednak powiedzieć, że twierdzenie, iż jest to "militarny shooter ubrany w wygląd Dooma" (bo i takie głosy się zdarzają) to zwyczajne pierdolenie od czapy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz