czwartek, 7 września 2017

Muzeum broni imienia cara

Bardzo rzadko kupuję DLC do gier multiplayerowych, w które nie mogę pograć z żoną. Jeśli gramy w coś razem na podzielonym ekranie, to jasne - każda kasa jest warta budowaniu więzi rodzinnych. Jeśli jest jakaś dobra singlowa gra, to też jakoś łatwiej mi wydać pieniądze na więcej tego, co mi się spodobało. Natomiast gry z definicji multiplayerowe, w które zmuszony jestem grać w samotności (w sieci)? No to wtedy musi być coś naprawdę dobrego.


No i tak się składa, że Battlefield 1 jest dobry. Czego byście nie wyczytali dalej w tym poście ustalmy sobie jedno - bardzo lubię Battlefield 1 i uważam, że gra jako taka jest jednym z bardziej udanych szóterów ostatnich lat. Jest też pierwszym Battlefieldem od czasu Bad Company 2, do którego kupuję DLC.

W przypadku Battlefielda 1 nie chodzi tylko o kwestie czysto gejmplejowe - ta gra to po prostu cyfrowe muzeum uzbrojenia, w którym można nie tylko obejrzeć najdziwniejsze, najstarsze i najrzadsze modele karabinów i pistoletów samopowtarzalnych, ale co więcej, można z nich postrzelać do ludzi! Tu nie oglądasz znajdujących się za szybą, celowo uszkodzonych karabinów (bo obecnie powszechną patologią jest np. rozwiercanie lufy broni przeznaczonej do celów muzealnych) - bierzesz te karabiny i strzelasz i to jest po prostu zajebiste.


W dodatku W Imię Cara dodano takie cuda jak karabin Fiodorowa i karabin generała Liu (oba w klasie medyka). Pierwszy (zdjęcie niżej posta) był skomplikowaną konstrukcją strzelającą japońską amunicją 6,5x50mm (którą to Rosjanie masowo zakupili wraz z japońskimi karabinami Arisaka). Naboje te, choć według nomenklatury japońskiej zaliczały się do karabinowych, to według standardów europejskich bliższe były amunicji pośredniej - która na szerszą skalę rozpowszechniła się dopiero po II wojnie.

Efekt był taki, że Rosjanie już w czasie I wojny mieli karabiny, które rozmiarami, wagą, szybkostrzelnością i mocą pocisków bardzo zbliżone były do kałacha. Oczywiście mówimy o broni, której zrobiono raptem kilka tysięcy sztuk (gdzie w czasie I wojny Imperium Rosyjskie miesięcznie traciło na polach bitew grubo ponad 100 000 karabinów) i która okazała się zbyt skomplikowana dla masowego wdrożenia. No, ale jeśli ktoś chce szukać początków nowoczesnych karabinów szturmowych, to lepiej nie trafi.


Karabin generała Liu (ten u góry posta) wydaje się mniej interesujący z punktu widzenia gejmpleju (ot, kolejny samopowtarzalny karabin strzelający pojedynczymi pociskami), jednak kryje się za nim ciekawa historia. Otóż niejaki Qiun En Liu był generałem, konstruktorem i nadzorcą chińskich zakładów zbrojeniowych Hanyang. Jeszcze przed wybuchem I wojny (która to Chin nie dotyczyła - jednak kraj ten miał wówczas swoją własną wojnę domową i dodatkowo znajdywał się w zagrożeniu ze strony coraz bardziej agresywnej Japonii) Liu wiedział, że karabiny powtarzalne muszą zostać zastąpione przez samopowtarzalne.

Popłynął do Stanów Zjednoczonych i w tamtejszej fabryce zlecił stworzenie maszyn potrzebnych do produkcji karabinów według własnego pomysłu. Testy prototypów były bardzo obiecujące i wszystko zapowiadało się nieźle, jednak statek przewożący maszyny do Chin zatonął. Na wieść o tym Liu doznał wylewu (bądź udaru - krążą różne wersje) i nawet gdy maszyny udało się odzyskać, nie był w stanie doprowadzić swojego projektu do końca.


Tak więc maszyny krążyły, nieużywane, przez kilkanaście lat między chińskimi fabrykami, aż w latach 30-tych zostały użyte do produkcji standardowych, powtarzalnych karabinów. Ostatecznie jedyne znane światu egzemplarze karabinów generała Liu to pojedyncze sztuki używane do testów.

Czy wcielenie takich białych kruków masowo do Battlefielda nie jest jednak przegięciem? DICE się nie przejmuje i nie pyta czy wolno! W nowym dodatku dali nawet pistolet maszynowy z okresu I wojny, którego jedyny egzemplarz znajduje się obecnie na uniwersytecie w Tule (to takie miasto w Rosji, jakby ktoś nie kojarzył). Po konstrukcji można wywnioskować, iż stworzyli go Niemcy (gdyż jest to pomniejszona wersja karabinów maszynowych Maxim, zasilana pistoletowymi nabojami Parabellum), ale jak, gdzie, kto dokładnie? A chuj - setki tysięcy graczy biegają teraz z tym ustrojstwem, strzelając do siebie nawzajem jak gdyby nigdy nic.

Albo karabin maszynowy Parabellum (nie mylić ze wspomnianymi nabojami pistoletowymi) - który ze względu na niską wagę i dużą szybkostrzelność (700 karabinowych pocisków na minutę to było wówczas sporo - cięższe i chłodzone wodą karabiny maszynowe strzelały nawet o połowę wolniej) montowany był na samolotach. Bardzo ciekawie sprawdza się w roli karabinów piechoty tylko że...


Nosz kurwa jego jebana mać!

Co za mózg wymyślił, żeby do odblokowania karabinów i pistoletów z DLC do Battlefield 1 wymagane było wykonywanie jakichś kretyńskich zadań?! Jeszcze jak każą ustrzelić kilkadziesiąt osób z konkretnej broni to jest pół biedy. Bieda absolutna (i zgrzytanie zębów) to zadania wymuszające używanie konkretnego gadżetu. W ten sposób, żeby odblokować karabin generała Liu nie opłaca się leczyć towarzyszy apteczkami, tylko trzeba patrzeć jak umierają po to, aby móc ich ożywić zastrzykiem. Żeby odblokować pistolet maszynowy 08/18 (bo takie oznaczenie zyskało to cudo z uniwersytetu w Tule) trzeba w przeciwników napierdalać granatami przeciwpancernymi (które to zostały osłabione na skutek dopiero co zaimplementowanego systemu perków).

Męczę się ja, bo na siłę robię głupie rzeczy. Męczy się drużyna, bo jeden z jej członków zachowuje się jak schizofrenik na polu bitwy. Rodzi się pytanie: na chuj w ogóle coś takiego? Czemu nie można było po prostu dać tych karabinów ludziom, którzy już zapłacili pieniądze, żeby z nich postrzelać?


Miejscami zachodzę w głowę, czy ktoś te zadania w ogóle testował i wykonywał przed zaimplementowaniem w grę. No po prostu nie da się logicznie wytłumaczyć nakazu zniszczenia dwóch samolotów za pomocą elkaemów (aby odblokować wspomniany lkm Parabellum) czy wysadzenia pięciu czołgów za pomocą min.

Od teraz za każdym razem, gdy na polu bitwy pojawia się samolot przeciwnika, przełączam na klasę wsparcia i przez kilka minut napierdalam z karabinu maszynowego w niebo. Przyjemność jak przy polowaniu na komara w letni wieczór (czyli żadna), a do tego nawet po skutecznym władowaniu kilogramów ołowiu we wrogi samolot, przeciwnicy wcale nie kwapią się do umierania w zniszczonych maszynach (co jest wymagane do ukończenia zadania) - gdy następuje ciężkie uszkodzenie maszyny to każdy normalny gracz wyskakuje z samolotu i ląduje na spadochronie.

I co? Mam teraz liczyć na łut szczęścia, że przeciwnik okaże się na tyle zaradny by utrzymać samolot w powietrzu przez co najmniej kilka minut, a jednocześnie na tyle głupi, aby się nie ewakuować przed wybuchem? A jak widzę czołg to muszę przełączyć na szturmowca i zapierdalać z minami przeciwpancernymi, jak jebany kamikadze bo inaczej nie odblokuję innego wariantu pistolu 08/18 (no i jeszcze w podobny sposób został mi do odblokowania wariant Hellriegela). Nawet Call of Duty: Ghosts nie miało tak nietrafionych zadań. Zresztą, nawet tam za pomocą zadań odblokowywało się tylko skórki na broń, a nie samą broń. Chyba nawet wolałbym te złe, losowe paczki, bo przynajmniej otwieranie kolejnych z nich nie wiązałoby z narzuconą, spierdoloną rozgrywką.


Na mapki zawarte w dodatku już narzekać nie będę (tylko tyle, że na mój gust są bardzo otwarte). Zastanawiam się tylko jeszcze nad pewną kwestią - ofensywa Brusiłowa toczyła się od czerwca do września 1916 roku, co, sądząc po leżącym wszędzie śniegu, przypadało na środek zimy. Czemu jak są Ruscy to koniecznie musi być śnieg?

No i tak zupełnie na koniec to czekam na patcha zmieniającego balans broni. Generalnie karabiny maszynowe i pistolety staną się bardziej śmiercionośne (wymagany co najmniej o jednej pocisk mniej do zabicia przeciwnika), co powinno przybliżyć rozgrywkę do bardziej intuicyjnej strzelaniny z Bad Company 2. Jak dla mnie - bomba. To znaczy mam nadzieję, że te zmiany wyjdą poza fazę czynionych obecnie testów. Problem w tym, że testują je ci sami ludzie, co testowali te nieszczęsne zadania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz