sobota, 12 grudnia 2015

Fanboizm

Od prastarych czasów strzelanki pierwszoosobowe skupiały wokół siebie społeczności fanowskie, które to wiedzione instynktem stadnym z lubością zagłębiały się w szaleństwach trybalistycznej mentalności. Czasem wychodziły z tego całkiem urocze "wojenki" - jak to coś między fanami Quake 3, a Unreal Tournament. Często w takich warunkach roznosi się fanboizm...

Na zarażenie się fanboizmem narażone są zwłaszcza dzieci i niestety, dla wielu z nich oznacza to wyrośnięcie na denerwującego zjeba, który przekonany o obiektywnej wyższości wyznawanego przez siebie obiektu kultu, będzie zatruwał życie innym. Problem ten dotyczy każdego aspektu ludzkiego życia i działalności, ale ograniczę się do poletka growego, zorientowanego na perspektywę pierwszoosobową.


Fanboizm jest trochę jak religia - nieważne jak durna może się wydawać z zewnątrz, dla ludzi wewnątrz jest czymś, co zwyczajnie nie podlega ocenom czy prawom logiki w ogóle. Oczywiście wyższa inteligencja oznacza zwykle mniejszą podatność na tego typu mental, lecz jeśli zdarzy się fanboy z wyższym ilorazem, to przejmuje on rolę ideologa dodającego czemuś głupiemu zaplecze intelektualne.

Weźmy chociażby fanboyów Halo przynależących do amerykańskiej klasy średniej. To właśnie oni byli nastolatkami gdy wyszła pierwsza część i to oni katowali na studiach multiplayera Halo 2 i 3. Teraz mają domy, założyli rodziny i wydawałoby się, że to właśnie oni powinni odbić się najbardziej od niedojebanego Halo 5? Otóż nie!

Przeszkadza ci że nie ma podzielonego ekranu? Kup drugą konsolę - ja tak zrobiłem żeby móc pograć z synem/żoną! Nie chcesz wydawać dodatkowych setek dolarów na grę? To spierdalaj biedaku, postępu nie powstrzymasz!

Na uwagę, że nawet gdy masz kilka konsol w domu to i tak łączą się one wyłącznie za pomocą routera (i dalej... modemu i serwera dedykowanego), co jest najbardziej zjebanym sposobem na łączenie urządzeń (poza lagami, i problemami z routerem dochodzi jeszcze opłacanie wielu złotych abonamentów) i świadczy wyłącznie o niekompetencji twórców gry, fanboy potrafi odpowiedzieć, że przy obecnych łączach światłowodowych nie ma żadnych niedogodności, a w ogóle to przecież inaczej być nie może bo 343 Industries (obecni twórcy Halo) są nieomylni.

Żeby było śmieszniej, to nie są to ludzie głupi - gdy gada się o innych sprawach, to wychodzi z nich całkiem przyzwoita wiedza i umiejętność kojarzenia faktów. Problemem jest to drobne zjebanie mózgowe, które powoduje, że żyją jakby w innej rzeczywistości - gdzie pierwotny Xbox One (ten z ciągłym podłączeniem do sieci, drmem, Kinectem i telewizją) jest jak najbardziej udanym urządzeniem. Serio! Gdy Microsoft ogłosił wycofanie się z niecnych planów zrobienia multimedialnego czegoś, wymagającego stałej łączności z netem, pojawili się tacy, co podpisywali petycję, aby wrócić do pierwotnej, poronionej koncepcji!


Na naszym rodzimym podwórku nie ma za dużo takich konsolowych geeków. Mamy za to pełno pecetowych nerdów, którzy są być może nawet gorsi, bo umiejętność własnoręcznego składania sprzętu grającego (peceta znaczy się), zdaje się u nich wpływać na ocenę własnych predyspozycji intelektualnych. W własnym mniemaniu pecetowy fanboy jest kimś inteligentniejszym od "konsologłowia", co z automatu czyni go ekspertem w każdej dziedzinie. Używając swoich własnych, wyciągniętych z dupy kryteriów, będzie on udowadniał, że Battlefield wymaga wyższego poziomu intelektualnego niż Call of Duty, a Counter Strike z jego klikaniem mychą z dokładnością piksela jest grą dużo bardziej skillową niż cokolwiek wydanego na konsolach.

Są nawet tacy, którzy jadą po pradziadku Quake'u. Czemu? A bo stawia on na bezmyślną napierdalankę i w ogóle jego spuścizną są te zjebane konsolowe fpsy dla debili!

Uffffff...

Dobra.

Ale czemu właściwie ludzie dotknięci fanboizmem są takim utrapieniem? Skoro już ktoś ma to zjebanie mózgowe, to jego prywatna sprawa, nie?

Ano właśnie nie. Fanboye zwyczajnie szkodzą wszystkim i wszystkiemu.


Fanboyom się wydaje, że swoim uwielbieniem oddają twórcom gier (czy sprzętu) jakąś przysługę, podczas gdy w istocie jest dokładnie na odwrót. Stanowią oni hałasującą mniejszość, która nawet jeśli zdaje sobie sprawę z tego, że jest mniejszością, to jednak wciąż uważa się za elitarną grupę głoszącą obiektywne prawdy objawione. Ich głos zagłusza opinie bardziej rozgarniętych ludzi i zniekształca pogląd deweloperów na faktyczne oczekiwania graczy.

Co z tego, że takie Halo 5 ma mega-kurwa-kompetytywny tryb 4 na 4, skoro gra spada na pysk w rankingach aktywności Xbox Live?

Battlefront udowodnił, że DICE potrafi na swoim silniku zrobić całkiem użyteczny tryb dzielonego ekranu. Gdyby zaimplementować go w Battlefieldach, to masa graczy mogłaby tworzyć sprawnie działające oddziały, siedząc przed jednym telewizorem... Ale gdzie tam! "Prawdziwi" fani Battlefielda nie chcą tego typu plebsu w swojej "elitarnej" grze. A dlaczego jedynym, skutecznym sposobem na zabicie kogoś z karabinu powtarzalnego jest headszot? Bo klasa snajpera została właśnie zaprojektowana wyłącznie z myślą o celowaniu myszą. Jeśli używasz pada (a patrząc po statystykach to większość ludzi gra w Battlefieldy na konsolach) to wiedz, że nie jesteś godnym grać w Battlefielda!

Wracaj do Call of Duty głupi plebsie!

No i chcą, nie chcą, ludzie wracają do tego Call of Duty. Tam po raz kolejny dowiadują się, że są pedałami, a ich matki były ruchane przez nastolatków z drugiego końca kontynentu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz