sobota, 6 czerwca 2015

8 milionów pikseli w 60 klatkach

Od jakiegoś czasu szybkość odświeżania ekranu staje się wyznacznikiem jakości dla sprzętowych nerdów. Na tym i tym sprzęcie ta i ta gra wyświetla się w tylu i tylu klatkach animacji. O ile 20 lat temu dużo ważniejsza wydawała się rozdzielczość (no bo ten przeskok z 320x200 na 640x480 faktycznie robił olbrzymią różnicę), o tyle gdy modne stały się szybkie strzelanki multiplayerowe, nagle okazało się, że różnica między 20-30, a 60-100 klatkami jest co najmniej równie ważna. Te 60 klatek stało się dla pecetowej braci równie ważne, co dla konsolowych fanów Tekkena i Virtua Fightera.

No cóż, w przypadku gier tzw. zręcznościowych różnica między 30 a 60 klatkami faktycznie ma wpływ na gameplay, przez co niektórzy zadają pytanie: kiedy 60 klatek stanie się na konsolach standardem? Oglądając wydawane przez ostatnie półtora roku "next genowe" gry, ośmielam się stwierdzić, że pewnie nigdy.

Ale jak to?


Ano tak to.

Ci, którzy czytają mojego bloga wiedzą, że w żadnym wypadku nie identyfikuję się z pecetową rasa panów. Można powiedzieć, że z pecetów i sprzętowych przepychanek na dobre wyrosłem wraz z ukończeniem studiów (tak, wiem jak tego typu teksty wkurwiają: "kiedyś byłem taki jak wy ale dojrzałem i jestem lepszy" ;)), tak więc w tym stwierdzeniu nie ma ani trochę złośliwości. Po doświadczeniach kolejnych generacji konsol, wychodzi na to, że wcześniej musiałby dojść nie do rewolucji technologicznej, ale rewolucji kulturowej.

Aby twórcy gier zaczęli uważać 60 klatek za priorytet, to najpierw 60 klatek musi być uznane za priorytet przez samych graczy, a ci są jednak różni. Większość z nich wychowała się na telewizji i filmach, gdzie wszelkie standardy powyżej 30 klatek się nie przyjmują. Nawet gorzej - szybsze odświeżanie obrazu kojarzy się z tandetnymi telenowelami i dlatego istnieje duża grupa graczy, którzy nie chcą jakichś Assassin's Creedów czy nawet fpsów z 60 klatkami, gdyż cierpi na tym ta ich epicka "filmowość".


Gracze zdają się żądać gier pięknych, ale o ile nie mamy do czynienia z multiplayerem (a czasem nawet wtedy), szybkość odświeżania ekranu jest dla wielu z nich sprawą zdecydowanie drugorzędną. Dobrym przykładem może być Far Cry 4 albo Destiny - te gry wszak istnieją w wersji na starsze i nowsze konsole. Skoro zrobiono wersję na takie PS3, gdzie (docelowo) gra działa w 30 klatkach, to można zwiększyć rozdziałkę i podwoić ilość klatek w wersji na PS4?

Ano taki chuj! Większość graczy naprawdę nie zwróci uwagi na ilość klatek (o ile animacja jest płynna), więc nadmiar mocy przerobowej procesorów graficznych lepiej poświęcić na zwiększenie ilości detali, aby każda z tych klatek była ładniejsza. Tak jest teraz, tak było 20 lat temu i tak będzie zapewne za kolejne 20 lat.


Z tego co zauważyłem dyskusja odnośnie 60 klatek w grach konsolowych zwykle wybucha przy samym początku generacji, gdy nowe konsole są analizowane przez sprzętowych geeków. Wówczas też sami twórcy, pchani nextgenowym hypem, starają się strzelać jak najwyższymi liczbami. Już podczas premiery PS3 głoszono, że oto jest konsola, na której gry będą działać w 1080p i 60 klatkach. Ostatecznie 99% gier wyświetlanych w takim standardzie to były konwersje z PS2.

Jakże niewiele się przez ostatnią dekadę zmieniło...

...i tylko pecetowi gracze cieszą się swoimi 60 klatkami, w miarę jak ich konfiguracje zaczynają przerastać możliwościami kolejne generacje konsol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz