sobota, 3 października 2015

Granie przenośne, ale hardkorowe

Najbliższe 2 tygodnie spędzę na terytorium państwa, które choć pozornie przestawia się z komunizmu na kapitalistyczny dobrobyt, to jednak zdaje się coraz bardziej izolować od świata. Tak jest, jadę do Chin - nie będzie dostępu do fejsa, gógla, jutuba ani tego bloga.

Z tej racji postanowiłem ostatecznie zainwestować w PS Vitę - przenośną konsolkę, która już oficjalnie została przez Sony pogrzebana. Skoro to już koniec to powinni wyprzedawać toto po okazyjnej cenie, nie?

Otóż nie. Zjechałem całe miasto w poszukiwaniu konsolki i dupa. Albo zupełny brak (w firmowym sklepie Sony były jedynie puste opakowania jako reklama produktu, który wedle sprzedawcy "już się raczej nie pojawi"!) albo wciąż cena przesadzona. To nie jest tak, że Sony stara się wycisnąć z umierającej platformy ile się da i robi jakieś obniżki, promocje i wersje budżetowe sprzętu (jak miało miejsce w przypadku każdego poprzedniego produktu marki Playstation). Konsola zwyczajnie znika z rynku!

Wreszcie jednak znalazłem nowe PS Vita w cenie poniżej 800 zeta (udało się wybłagać zjazd na 749 za nowy zestaw z jakimś durnym symulatorem zabawy z psem, ze względu na podniszczone opakowanie) i po rozpakowaniu, włączeniu i podłączeniu do sieci, z minuty na minutę zaczynałem sobie zdawać sprawę, że stan faktycznej śmierci Vity nie jest kwestią przypadku.

Otóż PS Vita nie jest po prostu konsolką przenośną - ona zdaje się być konsolką upośledzoną.


Pierwsze rozczarowanie - na konsolkę może być zalogowane wyłącznie jedno konto. Innymi słowy, jeśli jadę z kobietą i bierzemy ze sobą Vitę, to oboje gramy na jednym profilu (bo tych nie da się przełączać bez formatowania ustawień konsoli) i nie możemy dzielić się zakupionymi cyfrowo grami (jak w przypadku konsol stacjonarnych).

Druga sprawa to mocno zawyżone ceny kart pamięci. Otóż oficjalnie dostępne w Europie rozmiary kart to 4giga, 8 giga i 16 giga - a każdy wielkość okazuje się zbyt mała w zderzeniu z grami warzącymi po parę giga i patchami ważącymi po kilkaset mega. Zaprawdę, same produkcje dawane w prezencie posiadaczom Plusa przez ostatnie 20 miesięcy (czyli od kiedy mam), to ponad 20 giga. Od razu zamówiłem przez internet kartę na 32 giga (w Azji dostępna jest jeszcze 64giga), ale w sumie nie jest tak ważne jaką kartę się kupuje, bo zawsze wychodzi coś w okolicach 10zeta z 1 giga!

Już wcześniej wydawało mi się podejrzane, że Sony rozdaje w plusie duże (zarówno budżetem jak i wielkością pliku) produkcje jak Killzone i Uncharted - które to teoretycznie nie tylko są system-sellerami, ale nawet jeśli ktoś już ma PS Vita, to i tak je kupi i zapłaci pieniądze. Otóż sprawa stała się jasna - jeśli ktoś Vity nie ma, a ma Plusa (chociażby żeby grać online na sprzedającym się jak ciepłe bułeczki PS4) to może się skusi na zakup konsolki, skoro posiada już całkiem niezłą grotekę (przynajmniej tak to u mnie zadziałało ;)).

No więc wyszło, że nawet jeśli ktoś ma taką "darmową" grę ważącą coś pod 4 giga, to i tak dodatkowo musi zapłacić za firmową (bo inaczej się nie da) kartę Sony te 40zeta! A jak ktoś kupuje gry cyfrowo? No to dosłownie płaci podwójnie!

Można oczywiście kupować gry na kardridżach, ale i tak trzeba mieć te wielogigowe karty, bo jak na nekstdżen przystało, i tak trzeba pościągać patche i dodatki. Niestety, ale przy jakości niektórych gier w wersji 1.00, tak po prostu trzeba...


No więc ostatecznie PS Vita okazuje się zabawką drogą i nieco skomplikowaną w obsłudze (choć może to ja mam problem, że wolą ręcznie przerzucać pliki, niż używać toporne programy do np. przegrywania empetrójek). Z całą pewnością nie jest produkt, który mógłby konkurować na rynku gier mobilnych. Jest to natomiast urządzenie, które z dala od domu daje namiastkę domowego grania.

Któż kupuje coś takiego, gdy ma w kieszeni smartfona? A chociażby miłośnik gier, w które na smartfonie nie pogra. Są całe gatunki (jak chociażby fpsy i mordobicia), których za cholerę nie idzie przenieść na ekran dotykowy. Jednak biorąc pod uwagę zawartość do kosztów zdaje się, że Sony nie celowało już nawet w miłośników, ale fanatyków. Normalnie, legalnie, totalnych, mega, na 100% hardkorowych graczy.

Wygląda na to, że się przeliczyli, ale skoro jednak mamy (jeszcze!) dostęp do takiego sprzętu, to teraz zobaczymy na wyjeździe, czy dwa analogi i wielki (stosunkowo) ekran między nimi to coś wartego płacenia nieprzyzwoicie wielkich pieniędzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz