czwartek, 15 maja 2014

Telewizor - coraz większa i coraz bardziej skomplikowana bestia

Po niedawnym zakupie nowej konsolki, stary telewizor zrobił się jakby mały. Te 37 cali co prawda dawało radę w erze niepełnego hade, ale gdy wraz z kobietą zaczęliśmy wypatrywać piksele przeciwników w nextgenowym CoDzie, przed ekranem zrobiło się z deka ciasno. Wiedziony sentymentem do marki, która służyła mi przez ostatnie 7 lat, zakupiłem 60 calowego Sharpa. Konkretnie Sharpa LC-60-LE652E, pochodzącego z serii, która ze względu na zajebistą cenę względem wielkości (i jakości) zrobiła się produktem flagowym japońskiej korporacji (a przynajmniej takie można odnieść wrażenie po odwiedzinach sklepów ze sprzętem RTV).

Kilka miesięcy wcześniej telewizor z tej samej serii (ale wcześniejszy model) zakupili moi rodzice, więc nie kupowałem w ciemno. Zdażyło mi się wypróbowywać ich 60 calowego potwora z moimi konsolkami i pamiętam że pierwsze wrażenia nie były zachwycające. Zwłaszcza w grach działających w 60 klatkach wyczuwalne było opóźnienie, przez co grało się po prostu chujowo. Nie wiedziałem o co chodzi, dopóki w internecie nie przeczytałem że w "nowoczesnych" telewizorach są funkcje wygładzania ruchu. Trumotion, Clear Motion, MotionFlow... - różnie się to to nazywa, bo każdy producent stosuje swoje patenty. Generalnie chodzi o to, że telewizor odczytuje poszczególne klatki obrazu i wsadza pomiędzy nie to, co wykalkuluje, że jest klatką pośrednią. Dzięki temu zamiast standardowych 24 klatek obrazu w przypadku filmów, mamy ich podwojoną ilość, przez co ruch wydaje się dużo bardziej naturalny.

Nie każdy lubi ten efekt - wygląda on nieco jak z tandetnych serialami kręconych za pomocą kamer 60i czy 50i. Kojarzycie czemu ruchy Ridge'a z Mody na Sukces są takie płynne? Ano właśnie dlatego że zostały uwiecznione w większej ilości klatek niż hollywoodzkie produkcje. Trochę dziwne nie? Teraz Hollywood próbuje nowszych technologii, ale ludzie którzy widzieli nowego Hobbita w 48 klatkach, nie byli wcale zachwyceni, właśnie dlatego że płynny ruch kojarzy im się raczej z pięćsetnym ślubem Brooke Logan, niż z wysokobudżetowym filmem akcji.

W przypadku gier jest jeszcze dziwniej. Liczenie klatek jest dla telewizora procesem czasochłonnym, przez co obraz wyświetlany jest z lekkim opóźnieniem. W przypadku chociażby Call of Duty powoduje to zaistnienie bardzo wyczuwalnego laga, pomiędzy tym co robią ręce, a tym co jest widoczne na ekranie. Tutaj bardzo przydatna jest funkcja gry, która wyłącza tym podobne wymysły i nakazuje telewizorowi odświeżanie obrazu na bieżąco, bez kalkulowania dodatkowych klatek. Po włączeniu tej funkcji wszelkie problemy z graniem zniknęły w przypadku telewizora moich rodziców.

Jakież było moje zdziwienie gdy w moim własnym telewizorze, pomimo wielokrotnego przewertowania instrukcji obsługi, oraz przeklikania wszystkiego w menu, tej funkcji nie znalazłem! Jest tylko opcja redukcji bądź wyłączenia czegoś co nazwane jest "wygładzaniem filmu". Najlepsze jest jednak to, że nawet gdy funkcja wygładzania jest włączona, opóźnienie jest tak minimalne, że granie wciąż jest jak najbardziej możliwe. Co więcej, w przypadku gier działających w 30 klatkach, przy włączonej funkcji wygładzania, telewizor nalicza "brakujące" klatki, przez co gry wydają się płynniejsze. Puryści mogliby się czepić że kontrola zaczyna nieco "pływać", ale Halo 4 w 60 klatkach wygląda wybornie (nawet jeśli są to klatki udawane ;)). Bardziej boli to, że wszelkie szarpnięcia animacji czy rwanie klatek, są teraz dużo bardziej odczuwalne. Najpierw myślałem że to właśnie przez funkcję wygładzania, jednak po jej wyłączeniu okazało się że jest jeszcze gorzej. Być może chodzi o to, że w przypadku ekranu dosłownie zasłaniającego wszystko inne, immersja jest również dużo większa, przez co wszelkie techniczne kiksy są bardziej widoczne. No i generalnie jeśli ktoś jest multiplayerowym wyjadaczem to na jakiekolwiek lagi w obrazie nie może sobie pozwolić...

...Nie mniej jednak jestem zadowolony. Pewnie następny telewizor zakupię za kolejne 7 lat. Według obecnego progresu wychodzi, że będzie miał 100 cali, kosztować będzie 3 tysiące a stare gry będą na nim działać jakby śmigały w 120 klatkach. Do tego pingi w grach multiplayerowych będą tak niskie, że wręcz ujemne, a ja będę popierdalać unoszącym się nad ziemią autem o napędzie wodorowym. Przyszłość jest zajebista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz