wtorek, 27 maja 2014

Krótka piłka: Singularity


Podejrzewam że gdyby zrobić wśród polskich graczy plebiscyt na top 10 najlepsiejszych studiów deweloperskich ever, Raven Software znalazłoby się na takiej liście. Jakimś trafem tytuły takie jak Heretic, Hexen czy nieco nowsze (ale i tak już stare) Soldier of Fortune wciąż są odbierane w naszym polskim, growym światku jako kultowe. W sumie nawet nie "jakimś trafem" bo te gry były zwyczajnie bardzo dobre, a i inne twory Ravena, zarówno te wczesne, jak i późne, udowadniały że mamy do czynienia z solidnym zespołem, robiącym porządną, rzemieślniczą robotę (czasem nawet z lekkim odciskiem palca bożego). Activision (będący właścicielem studia już od roku 1997), zdaje się kierować zasadą: "potrzebujesz szybko dobrej gry - zleć to Ravenowi".


Nie inaczej musiało to wyglądać po sukcesie Bioshocka - już na targach E3 w 2008 roku ze strony Activision zapowiedziany został fps z lekkim zacięciem rpg i dziwacznymi mocami, którego akcja rozgrywać się miała w sowieckiej, opustoszałej (z pozoru) bazie naukowo-badawczo-militarnej. Gra została wydana w roku 2010, zbierając dobro-przeciętne recenzje i sprzedając się grubo poniżej oczekiwań. W rezultacie szybko została przeceniona, i do tej pory można ją znaleźć na półkach (rzadziej) i w koszach (częściej) hipermarketów, za przysłowiowy psi chuj (osobiście grę w wersji na PS3 zakupiłem w rok po premierze za jakieś 70 czy 80 zeta). Czy warto sięgnąć po ten, w sumie niewiele mówiący, tytuł?


Warto!

Z góry jednak należy przygotować się, że nie będzie to przygoda na miarę Bioshock. Scenariusz, choć sięga po motywy wielowymiarowości (w sposób dosłowny - wszak mamy do czynienia z nieudanym eksperymentem naukowym...) i stara się wprowadzać jakieś tam zwroty akcji, to jednak nie dorasta do pięt dziełu Kena Levina. Również wszelkie wątki poboczne, które poznajemy głównie za sprawą znajdywanych nagrań, pamiętników czy innych listów, nie nadają miejscu akcji, takiej głębi jaką miało Rapture (uwaga suchar! - w końcu było to miejsce znajdujące się na głębokościach). I choć Katorga 12 stworzona została pieczołowicie, z dbałością o szczegóły godną tytuł kategorii A+, to jednak ciężko nie odnieść wrażenia że mamy do czynienia zaledwie z naśladownictwem względem zniszczonego, podwodnego miasta znanego z Bioshocka. Są tutaj mocno akcentowane motywy komunistyczne, ale w całości wyglądają raczej jak zimnowojenne wyobrażenia ludzi z tzw. zachodu, niż jak coś realnego i namacalnego. Tak jakby Amerykanie z Raven nie do końca czuli ten (post)sowiecki klimat, bo daleko ich dziełu pod tym względem do chociażby serii Metro. Przerysowany świat gry byłby spoko, gdyby został potraktowany jako platforma do ukazywania losów ciekawych i złożonych postaci (jak to było w Bioshocku), ale bohaterowie przedstawieni w grze są raczej sztampowi, a ich historie, tak jak napisałem, daleko są od czegoś (uwaga, ponownie suchar!) shokującego.

Chociaż nie. Wróć! Jeśli na chwilę zapomnieć o Bioshocku i przyłożyć miary typowe dla fpsów, to zarówno warstwa fabularna jak i sama miejscówka, są zajebiste i wciągają gracza w klimat, którego na darmo szukać zarówno w szóterach militarnych, jak i szóterach pseudo-oldschoolowych. Jest to przedstawiciel gatunku szótera "ambitnego" (który to gatunek wyodrębnił się wraz z premierą System Shocka). Tylko ze względu na to należałoby dać grze szansę - wszak jeśli studio zaprawione w produkcjach z kategorii A+ robi grę z ambicjami, to zwyczajnie nie ma szans na powstanie czegoś słabego. No i biorąc pod uwagę że ci sami twórcy rok wcześniej wydali na świat Wolfensteina (tego z 2009 roku, który choć grą był wg. mnie bardzo dobrą, to jednak za chuja nie oddawał klimatu II Wojny Światowej - kiedy to niby niemieckie miasteczka posiadały antynazistowski ruch oporu bardziej rozwinięty nawet niż polski...), to tutaj jednak idiotyzmów wybijających nas z immersji jest mniej.


Żadnych taryf ulgowych nie musimy stosować w odniesieniu do samej rozgrywki, gdyż ta absolutnie broni się sama. Gracz dostaje gadżet umożliwiający mu manipulowanie czasem i właśnie takie "czary" nadają grze smaczku. Co się np. robi gdy się trafi na grupę przeciwników? Otóż zatrzymuje się czas w miejscu gdzie się znajdują, podchodzi do każdego z osobna i strzela w głowę z bliskiej odległości. Ponieważ czas jest zatrzymany, pociski zawisają w powietrzu zaraz po wystrzeleniu. Potem już tylko włącza się czas i obserwuje kilka headszotów na raz. Jakieś bullettajmy się przy tym chowają!

Podobnych smaczków jest więcej, ale nie będę tutaj już ich opisywał, bo połowa radochy z gry to właśnie rozpracowywanie mechanizmów i tworzenie patentów na likwidację przeciwników. Tak więc podsumowując:

+ Fajny, tajemniczy, mroczny świat, dający solidne tło fabularne.
+ Rozgrywka oparta na strzelaniu i "czarowaniu", jak na "ambitnego" fpsa przystało.

Mi wychodzi 7 na 10.


W grze jest jeszcze asymetryczny multiplayer (jedna drużyna gra jako ludzcy żołnierze, druga jako zmutowane potwory, do tego z widokiem zza pleców), ale kto by się tam nim przejmował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz