piątek, 5 lutego 2016

Będzie wojna!


Dekadę temu tematyka II wojny przewijała się w strzelankach do porzygu. Po tym jak Spielberg nakręcił Szeregowca Ryana oraz zlecił zrobienie Medal of Honor, masa chłopców poczuła chęć wzięcia udziału w najbardziej śmiercionośnym konflikcie znanym ludzkości. Chłopcy dorastali, wyszło Call of Duty 4 które narzuciło zmianę klimatów na "nowoczesne" i druga wojna światowa po cichu się skończyła.

Teraz chłopcy mają już dość nowoczesności i chcą znowu, jak starych, dobrych lat postrzelać do siebie nawzajem z Mauserów i Thompsonów. Problem w tym, że strzelanek w realiach drugowojennych nie ma! Ostatnim przedstawicielem jest Red Orchestra/Rising Storm które to raz, że jest grą mocno specyficzną (wręcz hardkorową), dwa że wyszło wyłącznie na pecetach. Chłopcy (z małego Bulkhead Interactive) nie załamali jednak rąk i postanowili samemu zrobić "najlepszą strzelankę drugowojenną tej generacji".


Proszę państwa, oto Battalion 1944!

Trzy dni temu ruszył projekt na Kickstarterze - celem było zebranie 100 000 funtów brytyjskich (czyli drugie tyle, ile twórcy ponoć wykładają z własnej kieszeni). Czy na konsole obecnej generacji da się zrobić dobrą strzelankę multiplayerową za nieco ponad milion złotych? Tego się chyba nie dowiemy, bo już po dwóch dniach suma, w którą celowali twórcy, została przekroczona! Tysiące ludzi tak bardzo zapragnęło II wojny, że postanowiło wesprzeć projekt. Pewnie do początku marca (kiedy to skończy się akcja na Kickstarterze) Bulkhead Interactive będzie pływało w złocie.


Z tym, że finanse to jedno, a zdolności to drugie. Czy małe, niezależne Bulkhead jest w stanie sprostać oczekiwaniom graczy? A może za rok (premiera zakładana jest na maj 2017) będzie kolejny, kickstarterowy skandal, że oto ktoś odpuszcza produkcję i przeprasza, albo w ogóle pokazuje środkowy palec i wypieprza do ciepłych krajów, aby wydać kasę na wódę i dziwki?

Po pierwsze, jakie właściwie są oczekiwania graczy? Osobiście jestem zwolennikiem raczej arena-szóterów i dlatego marzą mi się walki mniejszych oddziałów na dobrych, zwięzłych mapkach. Coś takiego dałoby radę zrobić dobrze, bez jakichś olbrzymich budżetów (w końcu nawet Quake III Arena został zrobiony raptem przez kilkanaście osób). Z radością przyjąłem więc zapowiedzi twórców, że ich celem są mecze szesnastoosobowe (czyli zapewne nie większe niż 8v8), gdzie kładzie się nacisk na starcia piechoty. Gra ma premiować skilla i ducha rywalizacji. I fajnie, i super - jak przeczytałem założenia ze strony Kickstartera to właśnie na takie wcielenie gry drugowojennej miałem (i mam) nadzieję.


Są jednak tacy, którzy zdają się oczekiwać Battlefielda 1944 z czołgami i całym tym ustrojstwem.

Są nawet tacy, co chcą trybu kampanii! Serio! Bo przecież przeciskanie się liniowymi korytarzami od skryptu do skryptu było takie ciekawe kilkanaście lat temu, że formuła w ogóle się od tego czasu nie zużyła! (Sarkazm, kurwa!)


Powiem szczerze, że właśnie czegoś takiego nie chcę i to nie ze względu na osobiste preferencje co do rozgrywki. Do tej pory najbardziej znanym tytułem (a może jedyny? w sumie nawet nie wiem...) zrobionym przez Bulkhead było Pneuma: Breath of Life - taka tam, mała, logiczna gierka z punktu widzenia pierwszej osoby. Pograłem w to trochę (znaczy naprawdę trochę, a nie "trochę" czyli dużo) i powiem szczerze że Portal 2 to to nie był. Znaczy nie było źle, ale to była mała, zwięzła gra od małego, niezależnego studia. A teraz na barki tegoż studia wszyscy spragnieni drugiej wojny gracze, przerzucają swoje oczekiwania.

Naprawdę nie wydaje mi się, żeby twórcy mieli wystarczające zaplecze, aby do dopracowanej rozgrywki z udziałem piechoty, dodać tak samo dopracowaną rozgrywkę z udziałem pojazdów opancerzonych. Coś takiego oznaczałoby nie tylko więcej roboty przy tworzeniu (modelowanie, programowanie itd) pojazdów, ale zaraz trzeba by przerabiać mapy na większe i przerabiać od podstaw same założenia gry (bo niestety większe mapy premiują kamperów i jak to pogodzić z dobrą rozgrywką kompetytywną?).


O trybie kampanii (który to ponoć zjada 3/4 budżetu w przypadku bardziej znanych strzelanek) możemy w ogóle zapomnieć.


A jednocześnie obawiam się właśnie, że po sukcesie na Kickstarterze Bulkhead poczuje wiatr w żaglach (i presję graczy) i posiadając większe (niż zakładało) fundusze zapragnie robić wielką, epicką grę - dokładnie taką, która wymagałaby raczej studia z doświadczeniem. Innymi słowy zamiast zgrabnej, grywalnej produkcji, byłby nieproporcjonalnie przerośnięty, niedopracowany potworek i zawód dla wszystkich.

Serio, mam nadzieję, że młodzi Brytyjczycy będą mierzyć siły na zamiary i w maju następnego roku będziemy mogli sobie wreszcie, bezproblemowo się pobawić w Niemców i Amerykanów (a może z czasem i w Ruskich, i w Japsów...) na Xboxach i Playstationach (a pecetowcy dostaną alternatywę dla produkcji Tripwire).


W sumie to jednak nie ma co się czepiać na zapas. Dotychczasowe materiały wyglądają spoko, a twórcy przedstawili w miarę jasne założenia.

Ale jakby... jakby jednak coś się miało spierdolić, to wciąż można mieć nadzieję, że pojawią się strzelanki drugowojenne i to nie tylko te robione przez małe studia, ale te z najwyższej półki. Nie wiadomo jeszcze o czym będzie traktować następne Call of Duty (to od Infinity Wards), ale tuż po premierze Advanced Warfare Michael Condrey (jeden z jego głównych twórców) wspomniał, że przy okazji następnej części chciałby powrotu do II wojny światowej. Oznacza to tyle, że nawet jeśli w nadchodzącej jesieni Infinity Ward przymuli z kolejnym Ghosts/Modern Warfare, to już rok później, wraz z odsłoną CoDa robioną przez Sledgehammer Games, należy się spodziewać się powrotu do przeszłości.

No i jeszcze wiadomo tyle, że tworzony jest kolejny Battlefield, ale nie jest to Battlefield 5...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz