poniedziałek, 14 lipca 2014

Krótka piłka: TimeShift


W roku 2003 wyszła na pecety strzelanina Will Rock. Fakt ten jakoś nie zapisał się w historii giercowania, i w sumie ciężko się dziwić. Mieliśmy do czynienia z zrzynką z Serious Sama - w miarę miodną i solidnie wykonaną, ale bez obsrywy. Gierka jednak wystarczyła do zapewnienia środków, które pozwoliły jej twórcom - rosyjskiemu studio Saber Interactive, przez kolejne 4 lata dłubać przy ich następnej, nextgenowej (wówczas) marce. Ostatecznie TimeShift wyszedł na rynek dokładnie w momencie, gdy oczy growego świata skierowane były na premiery Call of Duty 4, Halo 3, Bioshock, Crysis czy chociażby Unreal Tournament 3 (nie mówiąc już o grach nie będących fpsami, jak Assassin's Creed, Uncharted czy Heavenly Sword)... No cóż.


Czym gra jest? Przykładając miary drugiej połowy pierwszej dekady XXI wieku - przeciętnym fpsem. Posiada przy tym jakiśtam scenariusz (cośtam z historią alternatywną i podróżami w czasie) najeżony bezpłciowymi i stereotypowymi bohaterami i będący raczej pretekstem to przeciskania gracza przez poszczególne miejscówki. Jeśli komuś odpowiadały chociażby 3 ostanie gry z serii Wolfenstein, to i tutaj znajdzie on coś odpowiedniego dla siebie. Broń palna? Jest. Głupi żołnierze wroga i równie bystrzy sojusznicy? Są. Maderfakerskie roboty i bosowie? Są. To specyficzne coś, co w założeniach ma pozwolić grze wybić się gejmplejowo? Też jest - wszak główny bohater posiada kostium pozwalający zwalniać, zatrzymywać i cofać czas! Właśnie wokół tego motywu kręci się rozgrywka, raz dając na poziomach odpowiednie łamigłówki, innym razem zasypując gracza wrogami i oczekując twórczego manipulowania czasem, celem ich eliminacji.
Niby wszystko spoko i na swoim miejscu, ale jednak już w roku 2007 mieliśmy do czynienia raczej ze średniakiem, a od tego czasu przecież wyszło parę niezłych produkcji (jak chociażby opisywane niedawno Singularity), które podobne pomysły pogłębiały, wzbogacały i sprzedawały w nieco bardziej atrakcyjnej oprawie.


Nie mniej jednak, jeśli ktoś ma ochotę spędzić kilka wieczorów z przyzwoitym fpsem w klimatach tytułów wymienionych wyżej (przez co rozumie się, że zna już te tytuły - podobnie jak chociażby Half Life'a 2), to śmiało może zainwestować w produkcję Rosjan. Gra jest tania jak barszcz (wersje konsolowe na Allegro można wyhaczyć po kilkanaście złotych) i pozbawiona jakichś dyskwalifikujących błędów. Co by nie mówić o Saber Interactive to wśród producentów z półki AAA(czy AAAA) studio znane jest z solidnej, rzemieślniczej roboty i wykorzystywane przy produkcji chociażby Halo Anniversary (jedynki i dwójki). Fachowo to się nazywa outsourcing cycóś...

W każdym razie gra jest rzetelnie wykonana i choć kolejne miejscówki nie gwałcą oczu nie wiadomo jakimi widokami, to jednak wszystko jest na swoim miejscu - miasto wygląda jak miasto, łąka wygląda jak łąka a wielkie, chcące zrobić nam krzywdę roboty, wyglądają jak wielkie, chcące zrobić nam krzywdę roboty. Gracz załapie się nawet na poziomy w których popierdala na quadzie - wszak po Halo, wszystkie fpsy po prostu musiały mieć pojazdy! Pomimo braku przysłowiowego palca bożego, jest w co grać - z czego, do czego i gdzie, strzelać. Choć rozgrywka jest liniowa (może nie tak jak w niektórych militarnych szóterach, ale raczej daleko poziomom do otwartości chociażby Crysisa), to jednak przy tej cenie, można grę z czystym sumieniem przejść raz (a dobrze ;)).


Podsumujmy:

+ Kawał solidnie wykonanego, acz nie porywającego, fpsa.
- Kawał solidnie wykonanego, acz nie porywającego, fpsa.
+ Eee... to bawienie się czasem jest spoko...

Dałbym 6 na 10.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz